Amerykanie wybrali nowego prezydenta. Zakończyła się jedna z chyba najbardziej zaciekłych i brutalnych kampanii wyborczych w historii USA. W jej trakcie padło wiele oskarżeń, gróźb czy ostrych słów. Wiele z nich wypowiedział Donald Trump, a niektóre skierował bezpośrednio do Apple. Czy je spełni?

Serwis AppleInsider przeanalizował możliwe źródła konfliktu pomiędzy przyszłym prezydentem USA a Apple. Faktycznie wydaje się, że kierunek, w którym podąża Donald Trump jest przeciwny do tego, obranego nie tylko przez Apple ale wiele amerykańskich firm technologicznych. Wydaje się, że to jednak Apple zaszło mu najbardziej za skórę, dlatego warto przyjrzeć się możliwym zarzewiom konfliktu.

Prywatność

Trump może w przyszłości dążyć do zniesienia wprowadzonych już praw chroniących prywatność użytkowników. Jako prezydent może też próbować wprowadzić nowe ustawy, które jeszcze bardziej ograniczą prywatność i wymuszą wprowadzenie tego typu tylnych furtek. Jednym słowem, Apple może mieć w przyszłości na pieńku z nowym prezydentem, który przynajmniej w kampanii groził nie tylko Apple, ale także dziennikarzom i mediom.

Warto tutaj przypomnieć o konflikcie pomiędzy Apple i FBI. Federalne Biuro Śledcze zażądało od Apple zainstalowania w systemie tylnej furtki celem ominięcia zabezpieczeń w iPhonie islamskiego radykała, sprawcy masakry w San Bernardino - Trump opowiedział się jednoznacznie po stronie FBI, wezwał też do bojkotu produktów Apple, jeśli firma nie ugięłaby się pod tymi żądaniami. Zalecał korzystanie z urządzeń konkurencyjnych firm, choć sam dalej korzystał z iPhone'a, co wytknęli mu internauci.

Nie wiadomo czy Trump spełni swoje groźby. Możliwe, że jego zakusy na prywatność zostaną jednak storpedowane przez republikańskich kongresmenów, którzy już wcześniej krytycznie odnosili się do żądań FBI.

Izolacjonizm

Trump zapowiedział wprowadzenie 35-procentowego podatku na produkty amerykańskich firm produkowane za granicą i importowane do USA. Zdaniem Meg Whitman - dyrektor generalnej HP i członkini partii republikańskiej - doprowadziłoby do recesji.

Trump podczas swojej kampanii zapowiedział, że będzie chciał zmusić Apple do tego, by przeniosło produkcję swoich urządzeń do USA. Wspomniany podatek miałby to wymusić.

Te zakusy także powinny być storpedowane w kongresie. Jeśli jednak Trumpowi udałoby się wprowadzić wspomniany podatek, a Apple zmuszone byłoby przenieść produkcję do USA, z pewnością ograniczyłoby ją tylko do urządzeń przeznaczonych na lokalny rynek. Apple to globalna firma, której nawet prezydent USA nie byłby chyba w stanie zmusić do przeniesienia całej produkcji. iPhone'y dla Kanady, Niemiec, Wielkiej Brytanii czy Polski dalej produkowane były by w Chinach.

Osobną kwestią, na którą zwraca uwagę AppleInsider, jest to, czy Apple byłby w stanie poradzić sobie z produkcją w USA, gdzie zwyczajnie brakuje wykwalifikowanej siły roboczej. Ważnym pytaniem jest też to, czy Amerykanie zgodziliby się pracować w zakładzie podobnym do fabryk Foxconna?

Mówiąc o wykwalifikowanych pracownikach wspomnieć też wypada o tym, że Trump zamierza ukrócić zatrudnianie przez lokalne firmy osób spoza USA. To miałoby wpływ na wszystkie amerykańskie przedsiębiorstwa działające globalnie. Mowa tutaj nie tylko o Apple, ale o Google'u, Microsofcie, Amazonie i wielu innych. Zintensyfikowałoby to tylko działania tych firm poza granicami USA, co i tak już się dzieje. Apple co rusz otwiera nowe centra badawczo-rozwojowe na całym świecie.

Na tym nie koniec. Jak można przeczytać w artykule w AppleInsider, Trump zamierza opodatkować wszystkie dochody działających globalnie amerykańskich przedsiębiorstw. Dotąd opodatkowaniu podlegały tylko globalne wpływy amerykańskiej centrali. Apple posiada na świecie wiele lojalnych firm córek, które pozwalają trzymać pieniądze z dala od amerykańskiego fiskusa. Nie wiadomo, czy Trump byłby w stanie nałożyć podatek także na firmy działające poza Stanami Zjednoczonymi.

Światopogląd i ochrona środowiska

Osobną kwestią są sprawy związane ze światopoglądem, dotyczące nie tylko równych praw dla osób LGBTQ, ale także kwestii ochrony środowiska. AppleInsider zwraca uwagę na to, że zarówno Trump, jak i przyszły wiceprezydent Mike Pence nie wierzą np. w globalne ocieplenie, stąd też nie specjalnie interesują ich kwestie czystej energii i ochrony środowiska. Niby to sprawa Apple, czy dba o to, by ich produkty były przyjazne środowisku, czy też nie, ale Trump może próbować blokować wszelkie tego typu inicjatywy, np. farmy słoneczne, elektrownie wiatrowe, promując jednocześnie elektrownie węglowe lub atomowe. Ten scenariusz poznaliśmy w ostatnim roku w naszym kraju.

Apple jest mocno zaangażowane w walkę o równe prawa obywatelskie dla osób LGBTQ. Nie ogranicza się to tylko do uczestnictwa w paradzie Pride w San Francisco. Apple publikuje co roku raport o różnorodności jeśli chodzi o zatrudnienie swoich pracowników, którzy mają różne pochodzenie etniczne, różne wyznania i różne orientacje seksualne. Tim Cook osobiście zaangażowany jest w lobbing na rzecz zmian dyskryminujących przepisów w prawach stanowych. Tutaj także Cook i Apple są na kursie kolizyjnym z Trumpem i Pence'em. Ten ostatni podpisał niedawno ustawę o wolnościach religijnych w stanie Indiana. Sankcjonować ma ona dyskryminację ze względu na orientację seksualną.

Oczywiście Trump może zostawić Apple w spokoju, a jego wyborcze hasła i groźby mogą okazać się tylko pustymi sloganami. Ostatecznie też jego władza ograniczona będzie przez Kongres. Ten jest co prawda zdominowany przez republikanów, ale nie są to ludzie, którzy zgadzają się ze wszystkimi jego poglądami. Wielu z nich otwarcie go krytykuje.

O możliwych konfliktach pomiędzy Apple a przyszłym prezydentem USA rozmawiamy też w dzisiejszym odcinku podcastu MyApple Daily.

Patronite

MyApple Daily w iTunes Store.

Źródło: AppleInsdier