Komputer przenośny, a więc MacBook Pro lub Air, to od dawna moje podstawowe narzędzie pracy - moje biuro, które mogę zabrać wszędzie ze sobą. Kiedy jednak pracuję w prawdziwym biurze (w moim przypadku jest to dom), potrzebuję więcej przestrzeni roboczej, a więc monitora, najlepiej dobrej klasy, na którym z przyjemnością będę pisał teksty na bloga na MyApple, tworzył aplikacje w Xcode, a także oglądał czasem jakiś film czy koncert. Podobnie, jak w przypadku różnych urządzeń audio, na moim biurku goszczą więc często różne monitory. W ostatnich dwóch miesiącach był to m.in. Philips 328P6AUBREB.

Monitory marki Philips miałem już okazję testować w przeszłości i szczerze przyznam, że są to urządzenia wygodne i oferują dobrej jakości obraz. Nie inaczej jest w przypadku tego modelu.

Ekran

Philips 328P6AUBREB to monitor sporych rozmiarów, bo wyposażony w matrycę IPS o przekątnej liczącej 31,5 cala. Ma ona rozdzielczość QHD, czyli 2560 x 1440 pikseli. Biorąc pod uwagę stosunek wielkości ekranu do rozdzielczości jest to monitor, który lepiej postawić w większej odległości od miejsca, w którym siedzimy. Ja ze względu na ograniczenia miejsca, miałem go przed oczami w odległości około 40 - 50 centymetrów. Czułem się więc trochę jak w pierwszym rzędzie w kinie.

Taka wielkość ekranu prosi się już o rozdzielczość 4K, zwłaszcza, że monitor świetnie współpracuje z nowymi MacBookami Pro - to właśnie z moim 15-calowym modelem z połowy 2017 roku go testowałem.

Sam ekran wyświetla obraz o bardzo dobrej jakości i żywych kolorach. Nie jestem grafikiem, więc nie zamierzam kusić się o jego ocenę pod kątem zastosowań graficznych (zainteresowanych odsyłam do bardziej miarodajnej pod tym względem recenzji na Benchmark.pl). Obejrzałem na nim kilka filmów, obrabiałem też zdjęcia i naprawdę jeśli chodzi o odwzorowanie kolorów i jakość samego obrazu obrazu, to nie mam mu nic do zarzucenia. Wspomniałem już, że monitor na moim biurku ustawiony był bardzo blisko, więc różnice w kątach, pod którymi patrzyłem na różne fragmenty ekranu były dość znaczne. Kolory pozostawały jednak takie same. Zauważyłem tylko, że monitor ma problemy z równomiernym podświetleniem. Obraz jest wyraźnie ciemniejszy przy krawędziach ekranu, czego nie udało mi się zniwelować.

Wspomnieć jeszcze muszę, że Philips 328P6AUBREB wspiera HDR, niestety w przypadku MacBooków Pro można o tym zapomnieć. Komputery przenośne Apple wspierają tylko technologię Wide Color P3. Możliwość przetestowania funkcji HDR była więc poza moim zasięgiem.

Ergonomia

To jest jedna z tych rzeczy, którą bardzo cenię sobie w monitorach Philipsa. Są po prostu bardzo wygodne i to od obsługi menu za pomocą przycisków dotykowych umieszczonych na dolnej krawędzi ramki w prawym dolnym rogu monitora, po jego ustawienie i nogę, na której się opiera.

Ta ostatnia jest jak zwykle wysoka i daje spore możliwości regulacji. Szeroka i pełna stopka, która może nie jest specjalnie stylowa, zapewnia stabilne ustawienie monitora właściwie na każdej powierzchni. Noga pozwala regulować wysokość monitora, nie muszę więc kombinować i ustawiać go na książkach czy innych podkładkach, jak to ma często miejsce w przypadku konstrukcji innych producentów. Monitor można odchylać także w do przodu i do tyłu w zakresie od 5° do 20°. Jest wreszcie możliwość ustawienia go pionowo, choć w przypadku tak dużego monitora uzyskamy naprawdę niemal drapacz chmur. Ja musiałbym mocno zadzierać głowę do góry.

USB-C i inne porty

Monitor Philips 328P6AUBREB wyposażony jest w port USB-C, który służy nie tylko do przesyłania obrazu i dźwięku (ma wbudowane głośniki, ale o nich poniżej), ale także do ładowania komputera i przesyłania innych danych. Przez czas, w którym z niego korzystałem zasilacz do mojego MacBooka Pro spoczywał w szufladzie, z której wyjmowałem go tylko wtedy, kiedy wyjeżdżałem gdzieś na dłużej. Oszczędzałem więc nie tylko wolne gniazdko sieci elektrycznej ale i miejsce na biurku. Nie musiałem też korzystać z przejściówki, wciąż podstawowego akcesorium dla MacBooków Pro z końca 2016 roku lub nowszych. Philips 328P6AUBREB spełnia bowiem także rolę huba. Wyposażony jest bowiem w dwa gniazda USB 3.0 typu A, gniazdo sieciowe RJ45 oraz gniazdo słuchawkowe. To może nie tak dużo (nie ma np. czytnika kart pamięci), ale w większości przypadków w zupełności wystarcza. Można więc podpiąć do niego zewnętrzny dysk czy pendrive'a, albo podłączyć sieć „po kablu”. Jedyne co irytuje, to umieszczenie portów z tyłu za dolną krawędzią i skierowanie ich w dół. W przypadku jednorazowego wpięcia kabla USB-C, HDMI czy sieciowego lub podpięcia zewnętrznego dysku na stałe nie jest to może aż tak upierdliwe. Jednak dostęp do portów jest na tyle niewygodny, że znacznie utrudnia to wygodne podłączanie i odłączanie wspomnianych już pendrive'ów.

Głośniki

Głośniki w monitorach zwykle pozostawiają dużo do życzenia. Nie inaczej jest w tym wypadku. Jakoś dźwięku jest gorsza od tego, który wydobywa się z głośników mojego MacBooka Pro. Dalej dźwięk jest płaski i niedynamiczny. Słyszę jednak wyraźną poprawę na plus w porównaniu z wieloma innymi monitorami, które miałem okazję testować w przeszłości. Tym razem da się już na nich słuchać muzyki czy ścieżki dźwiękowej z wyświetlanych na nim filmów.

Podsumowanie

Monitor Philips 328P6AUBREB nie jest może konstrukcją, która zwraca uwagę designem. To prawdziwy koń pociągowy, który nie tylko sprawdzi się jako monitor z bardzo dobrą matrycą, ale także oszczędzi miejsca na biurku i dodatkowych wydatków użytkownikom 12-calowych MacBooków i MacBooków Pro ze złączami USB-C. Osobiście, na moje biurko wybrałbym konstrukcję z trochę mniejszym ekranem, ale i tak nie mogę narzekać. W przypadku tych komputerów należy zapomnieć o trybie HDR, przynajmniej do czasu, aż laptopy Apple zaczną go wspierać.

Monitor Philips 328P6AUBREB można kupić w cenie około 1700 zł.

Szczegółowe dane techniczne dostępne są tutaj.

Zdjęcia: Philips