Od lat na moje biurko trafiają różne monitory, zarówno te mniejsze, jak i te większe. Różne są też ich ceny, wielkości ekranów i rozdzielczości. Jakiś czas temu trafił do mnie budżetowy monitor Philips Brilliance 252B.

252B to monitor o stosunkowo niewielkim rozmiarze, dzięki czemu sprawdzi się tam, gdzie wolnej przestrzeni zdecydowanie brakuje, np. u mnie na małym narożnym biurku wstawionym między segment i okno, gdzie nie zmieści się np. 40-calowy monitor 4K. Urządzenie jest typowym biurowym koniem pociągowym. Pozwoli w niedrogi sposób rozszerzyć przestrzeń roboczą tym, którzy pracują przede wszystkim z tekstem, tabelkami w arkuszu kalkulacyjnym czy kodem.

Ekran o przekątnej 25 cali ma rozdzielczości 1920 x 1200, co daje w sumie 91 pikseli na cal. Nie jest to więc monitor dla osób, które nie są w stanie spojrzeć na nic z PPI niższym, niż ekran Retina w MacBooku Pro. W moim przypadku rozdzielczość ta była podobna ze skalowalną rozdzielczością mojego MacBooka Pro 15". Przestrzeń robocza jest więc porównywalna, ekran monitora jednak większy i zdecydowanie mniej wygładzony. Purystów ta różnica będzie kłuć w oczy i to bardzo.

Pomijając rozdzielczość, to sam obraz jest dobrej jakości. Kolory są żywe, kąty widzenia szerokie (kolory pozostają niezmienione nawet przy spoglądaniu na wyświetlacz pod dużym kątem). Nie zauważyłem też żadnego migotania. Ekran posiada jasność na poziomie 300 cd/m2 i standardowy czas reakcji na poziomie 5 ms. Zapewniało to wysoki komfort pracy. Philips Brilliance 252B posiada ekran podświetlany przy krawędziach, co przy ustawieniu jednolicie ciemnego tła widać. Obraz w środku jest wyraźnie ciemniejszy.

Jeśli pracujemy w ciemnościach lub po zmroku możemy aktywować tryb Low Blue, który ogranicza emisję niebieskiego światła. Obraz jest wtedy wyraźnie cieplejszy. Ja jednak wolę po prostu ciemny tryb kolorystyczny w macOS Mojave i Catalina oraz ciemne tło w aplikacjach, w których pracuję.

Całość zamknięta jest w czarnej obudowie z niewielkimi ramkami. Wyjątek stanowi tutaj ta dolna, która nie tylko jest nie tylko wyższa ale i grubsza, przez co wyraźnie wystaje. Umieszczono w niej m.in. panel sterowania urządzeniem w postaci fizycznych przycisków dość sporych rozmiarów. Wygląda to schludnie, ale pozbawione jest wszelkiej ekstrawagancji. Po prostu, monitor do biura. Co ważne, sam urządzenie jest stosunkowo lekkie, dzięki czemu dość łatwo można je przenieść. Cięższa jest nóżka o szerokiej niemalże okrągłej stopce, z której znane są monitory Philipsa. Tak jak w przypadku innych konstrukcji tej marki, pozwala ona na obrócenie monitora do pionu. Co przydać się możne osobom pracującym z większym tekstem lub programistom.

Monitor, jak przystało na stosunkowo tani model biurowy wyposażony jest w dość podstawowy zestaw portów. Są to Display Port, DVI, HDMI, D-SUB, wejście audio i gniazdo słuchawkowe. Nie znajdziemy w nim portu USB-C, trzeba będzie użyć przejściówki lub hub-a, by podłączyć go do najnowszych MacBooków.

On sam wyposażony jest w czteroportowy hub-USB, jednak najpierw trzeba będzie - także za pomocą przejściówki (chyba, że znajdziemy kabel USB-C - miniUSB) podłączyć go do komputera.

Jeśli nie szukamy urządzenia do obróbki grafiki, mamy mało miejsca na biurku i nie dysponujemy większym budżetem, to jest to na pewno monitor warty rozważenia.

Jego zdecydowanym plusem jest stosunkowo niska cena, obraz o całkiem dobrej jakości oraz konstrukcja stopki Philipsa pozwalająca na jego wygodne obracanie, regulację wysokości czy ustawienie w pionie. Wadami są oczywiście rozdzielczość przy tej wielkości ekranu (przydałaby się QHD) no i brak USB-C.

Monitor Philips Brilliance 252B dostępny jest w cenie około 900 zł.