Marka Sonos od wielu lat znana jest z genialnych – moim zdaniem – głośników multiroom. W większości są to urządzenia stacjonarne. Do niedawna Sonos miał w swojej ofercie tylko jeden głośnik przenośny – Sonos Move. Jest to jednak urządzenie dość sporych rozmiarów i ciężkie, a więc raczej do przenoszenia w obrębie domu, mieszkania czy biura, a nie do zabrania w teren (choć oczywiście można to zrobić). Nic zatem dziwnego, że od dawna użytkownicy i fani marki czekali na produkt prawdziwie przenośny. Doczekali się. Od niedawna na rynku dostępny jest właśnie taki głośnik – Sonos Roam.

Istotnie, nowy głośnik to coś, na co czekałem od lat. To według mnie najlepszy obecnie przenośny głośnik na rynku, nie tylko ze względu na brzmienie czy jak zwykle świetny design, ale także ze względu na oferowane funkcje. Zacznijmy jednak od początku, a więc od wyglądu.

Głośniki Sonos znane są nie tylko ze swojego brzmienia, ale i wzornictwa. Trudno pomylić je z produktami innych marek, a pod względem jakości, dbałości o szczegóły nie mają sobie równych. Tyczy się to także głośnika Sonos Roam. Pierwsza rzecz, z jaką mi się skojarzył, to z opisywanym przeze mnie rok temu na MyApple soudbarem Sonos Arc. Roam także ma bowiem kształt belki, oczywiście znacznie mniejszej i nie tak długiej, z charakterystyczną perforowaną maskownicą. To właśnie forma i wspomniana maskownica od razu nasuwają mi skojarzenia z tamtym soundbarem. Sam głośnik ma przekrój w kształcie trójkąta z zaokrąglonymi rogami. Można go ustawić zarówno pionowo, jak i poziomo (jego dolna powierzchnia posiada niewielkie gumowe nóżki). Z przodu urządzenia, poza wspomnianą perforowaną maskownicą, znajdziemy logo Sonos oraz dwie diody. Ta na lewo od logo pokazuje stan pracy urządzenia, a ta umieszczona blisko prawego boku (w którym znajduje się moduł ładowania indukcyjnego) informuje o kończącej się energii (gdy miga na pomarańczowo) lub o ładowaniu.

Na tylnej ściance znalazł się przycisk włączający lub wybudzający głośnik oraz gniazdo USB-C do tradycyjnego ładowania „po kablu”. Sam kabel posiada łamaną końcówkę w kształcie litery L, co pozwala ograniczyć miejsce, które zajmuje głośnik podczas takiego ładowania. Ja zdecydowanie wolę ładować go indukcyjnie. Jak wspomniałem, prawy bok, służący jako podstawa przy ustawieniu pionowym, wyposażony jest właśnie w panel ładowania indukcyjnego. Wystarczy postawić go na dowolnej ładowarce wspierającej standard QI, by rozpocząć ładowanie. Sonos oferuje także swoją własną magnetyczną ładowarkę indukcyjną, która pozwala na ładowanie urządzenia w pozycji poziomej i która wizualnie tworzy całość z samym głośnikiem. Posiada bowiem taki sam przekrój jak głośnik. Magnetyczna ładowarka sprzedawana jest jednak osobno i co ważne, nie jest wymagana – jak wspomniałem, wystarczy każda inna.

Skoro już wspominam o ładowaniu indukcyjnym, to warto napisać kilka słów o tym, jak spisuje się bateria. Sonos deklaruje, że urządzenie może pracować do 10 godzin na baterii, i faktycznie tak jest. Warto jednak pamiętać, by przy korzystaniu z urządzenia na przykład na biurku podłączyć je do zasilania, ustawiając na ładowarce indukcyjnej lub podłączając je za pomocą wspomnianej już dedykowanej indukcyjnej ładowarki magnetycznej. Pełne naładowanie zajmuje około dwóch godzin.

Lewy bok (lub górna powierzchnia przy ustawieniu pionowym) mieści panel sterowania. W przeciwieństwie do dotykowych paneli znanych z innych głośników tej marki, tym razem są to fizyczne przyciski, które należy przycisnąć, a nie dotknąć. Nie powinno to nikogo dziwić, to jest przecież głośnik przenośny i panel dotykowy byłby tutaj źródłem frustracji związanej z przypadkowym przełączeniem piosenki czy wywołaniem asystenta głosowego. Poza przyciskami znalazła się tam także dioda wskazująca na pracę mikrofonu.

Jak każdy inny produkt tej marki, Sonos Roam wykonany jest bardzo solidnie. Głośnik też swoje waży. Biorąc go do ręki, wiem, że nie jest to budżetowy produkt z taniego plastiku, który szybko się rozpadanie. Sonos Roam, jak przystało na głośnik przenośny, który możemy zabrać właściwie gdziekolwiek, jest też wodoodporny. I mowa tutaj o prawdziwiej wodoodporności zgodnej ze standardem IP67, a więc do 1 metra przez 30 minut. Oczywiście słuchanie muzyki pod wodą nie ma sensu, chodzi tutaj raczej o korzystanie z głośnika na plaży, basenie, na biwaku, gdzie może popadać, a nawet w łazience, bez obaw o jego uszkodzenie przez przypadkowe zachlapanie czy zanurzenie.

Jak wspomniałem, głośniki Sonos działają w ramach systemu multiroom. Można więc podłączyć je do sieci WiFi i sterować nimi wszystkimi bezpośrednio z jednej aplikacji na smartfonie. Dzięki temu mogę za pośrednictwem sieci WiFi i AirPlay 2 przesyłać na nie dźwięk np. z aplikacji Apple Music. W przypadku różnych prawdziwie przenośnych głośników, które mieściły się w torbie lub plecaku, możliwości połączenia ograniczały się dotąd do Bluetooth, czego – przyznaję – nie lubię. W domu bowiem chcę po prostu wysłać muzykę, a nie wszystkie dźwięki, które generuje mój iPhone, iPad lub Mac, na wybrany głośnik bez potrzeby parowania itp. Z drugiej strony głośniki komunikujące się przez WiFi trudno wziąć w teren. Połączenie przez WiFi lub Bluetooth oferuje co prawda wspomniany na wstępie głośnik Sonos Move, to jednak przełączanie się nie było do końca intuicyjne, a i rozmiary samego głośnika wykluczają zabranie go np. na spacer czy wycieczkę. Wydawać by się mogło, że jesteśmy skazani albo na jedno, albo drugie rozwiązanie. Sonos swoim głośnikiem Roam pokazuje, że wcale tak być nie musi.

Sonos Roam to głośnik, który z jednej strony może komunikować się przez WiFi, kiedy jest w zasięgu zapisanej sieci, i działać w ramach systemu multiroom Sonosa, z drugiej – wystarczy wziąć go ze sobą, wyjść z domu czy biura, a on automatycznie przełączy się na komunikację przez Bluetooth i połączy się z iPhone'em.

Na tym nie koniec jego możliwości. Funkcja Sonos Swap pozwala na szybkie przerzucenie muzyki z Sonos Roam na inny głośnik tej marki. Wystarczy znaleźć się w zasięgu tej samej sieci WiFi i przytrzymać dłużej przycisk Play. Odtwarzanie zostanie przełączone na głośnik znajdujący się najbliżej nas. Działa to bardzo dobrze, choć tylko wtedy, gdy sterujemy odtwarzaniem muzyki za pośrednictwem dedykowanej aplikacji Sonos na iPhonie, iPadzie lub innym urządzeniu. Jest to właściwie jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić w przypadku tego głośnika – brakuje mi możliwości przerzucenia muzyki np. na mój głośnik Sonos Play także wtedy, gdy odtwarzanie na Sonos Roam zainicjowane zostało poprzez AirPlay w aplikacji Muzyka.

Skoro jestem już przy odtwarzaniu, to czas na najważniejsze, czyli brzmienie. Wielokrotnie w rozmowach ze znajomymi wspominam, że pod tym względem Sonos od lat niczym nie zaskakuje, bo po prostu wypuszcza kolejne urządzenia, które brzmią świetnie pod każdym względem – oczywiście biorąc pod uwagę ich gabaryty i przeznaczenie. Także i w przypadku głośnika Sonos Roam nie ma tutaj zaskoczenia. Mimo niedużych rozmiarów głośnik brzmi bardzo dobrze. Wszystko jest selektywne, wyraziste i plastyczne w obrębie całego pasma. Oczywiście basy nie są w jego przypadku tak mocne i głębokie jak choćby w Sonos Play, ale pamiętajmy, że mowa jest o niewielkim głośniku przenośnym. Mimo wszystko w tej klasie i na tej półce cenowej nie spotkałem się jeszcze z głośnikiem, który by grał tak dobrze. Największe wrażenie robią na mnie zwłaszcza dźwięki z pogranicza dołów i środka. Polecam posłuchać dostępne utwory z najnowszej płyty Liquid Tension Experiment 3, zwłaszcza basu Tonny'ego Levina. Mimo tego, że muzyka tej supergrupy (złożonej w większości z obecnych i byłych członków Dream Theater) to swoiste dźwiękowe „horror vacui”, gdzie w każdym punkcie utworu i na każdym planie dzieje się bardzo dużo, Sonos Roam pozwala wychwycić wszystkie niuanse np. gęstej i połamanej gry Mike'a Portnoya. Bez problemu usłyszymy także pasaż fortepianowy Jordana Rudessa schowany z tyłu za mięsistą frazą gitarową Johna Petrucciego.

Tak jak każdy inny głośnik marki Sonos, także i Roam wyposażony jest w funkcję True Play – automatycznej konfiguracji dźwięku pod dane pomieszczenie czy warunki. W jego przypadku True Play działa stale, próbkując otoczenie i odpowiednio zmieniając konfigurację zgodnie ze zmieniającymi się warunkami i otoczeniem, w którym głośnik pracuje.

Sonos kolejny raz wypuścił produkt właściwie idealny – i to taki, na który od lat czekało wielu użytkowników głośników, nie tylko tej marki. W końcu mamy świetnie brzmiący przenośny głośnik z ładowaniem indukcyjnym, na którego muzykę w domu możemy wysłać przez WiFi i np. zabrać go do łazienki, a jednocześnie bez kombinowania z dodatkowym parowaniem wrzucić go do plecaka czy torby i wyjść z nim z domu. Cena też jest atrakcyjna, bo wynosi 799 zł. Ktoś może powiedzieć, że to niemało, ale do 1000 zł nie znajdziecie nic lepszego, a i powyżej tej sumy nie ma, moim zdaniem, takiego produktu, który pod względem oferowanych funkcji mógłby z Sonos Roam konkurować. Na koniec wspomnę jeszcze raz o dedykowanej indukcyjnej ładowarce magnetycznej (działa ona podobnie jak MagSafe w najnowszych iPhone'ach czy ładowarka do zegarka Apple Watch). Można ją kupić za 199 zł, co jest dość sporym wydatkiem. Co ważne, będzie ona działać także z innymi urządzeniami. Położyłem na niej mojego iPhone'a, który zaczął się ładować.

Artykuł pierwotnie ukazał się w MyApple Magazynie nr 2/2021

Pobierz MyApple Magazyn nr 2/2021