Pięć lat temu na łamach MyApple magazynu opisywałem powstałą niewiele wcześniej alternatywę wobec scentralizowanego Twittera – opartą o federację sieć serwisów społecznościowych Mastodon. Porównałem wtedy Mastodona do rubieży społecznościowej galaktyki, nawiązując w ten sposób do sagi „Gwiezdne Wojny”. Już pięć lat temu Mastodon był bowiem miejscem dla społecznościowych rebeliantów, czyli użytkowników sieci, którzy nie szukali tzw. „zasięgów”, a więc setek czy tysięcy obserwujących, a liczyli na prawdziwą interakcję z drugim, żywym, a co za tym idzie prawdziwym człowiekiem.

Przypomnę krótko to, o czym wtedy pisałem. Mastodon to federacja serwisów społecznościowych, z których każdy w pewnym stopniu przypomina Twittera. Każdy jest niezależną instancją na osobnym serwerze, a więc właściwie niezależnym serwisem społecznościowym. Dzięki federacji użytkownicy należących do niej serwerów mogą obserwować innych użytkowników z tej samej czy innej, a należącej do tej szerokiej federacji instancji Mastodona. Serwery utrzymywane są przez pasjonatów i często przez samych użytkowników (np. poprzez serwisy crowdfundingowe). Co więcej, każdy użytkownik może na swoim serwerze lub wykupionym hostingu postawić własną instancję Mastodona tylko dla siebie albo dla znajomych czy współpracowników w sposób podobny, jak kiedyś stawiało się internetowe fora (czego dobrym przykładem jest forum MyApple). Własną instancję Mastodona ma już także MyApple, pod adresem myapple.social. Mnogość serwerów to jednocześnie mniejsza liczba użytkowników na każdym z nich, a więc łatwiejsza moderacja. Działa to też w drugą stronę, brak moderacji, np. usuwania nienawistnych, rasistowskich czy pełnych przemocy treści skutkuje dość szybką reakcją i usunięciem takiego serwera z federacji.

Federacja nie kończy się tylko na Mastodonie, dzięki protokołowi ActivityPub obserwować można użytkowników nie tylko tej sieci, ale także innych niezależnych i zdecentralizowanych serwisów opartych o niezależne serwery, jak choćby PixelFed – zdecentralizowanej alternatywy dla Instagramu. Co ważne, nie trzeba wcale zakładać konta w którejś z instancji PixelFed. Obserwować jej użytkowników można bezpośrednio ze swojego konta na Mastodonie. Oczywiście, by móc publikować zdjęcia w PixelFed, trzeba założyć konto w jednej z instancji. Mastodon i Pixelfed to jednak nie wszystko. W znajdującej się na rubieżach społecznościowej galaktyki federacji znaleźć można alternatywy dla innych scentralizowanych i należących do światowych korporacji serwisów społecznościowych, np. Facebooka czy YouTube'a. Alternatywami dla tego pierwszego są zdecentralizowane Diaspora czy Friendica, a dla drugiego zdecentralizowany PeerTube.

Na rubieżach społecznościowej galaktyki przez lata mieszkało stosunkowo niewielu użytkowników sieci, w ostatnich miesiącach się to jednak mocno zmieniło, do tego stopnia, że serwery, na których znajdują się te najbardziej popularne instancje, niekiedy się „zapychały”. Tyle tytułem tego zdecydowanie przydługiego wstępu, bo niniejszy tekst ma być właśnie o tym, co spowodowało może nie masowy, ale jednak zauważalny eksodus z Twittera na Mastodona.

Polityka Twittera pod rządami Elona Muska – a raczej chaos i całkowity brak transparentności w działaniach dotyczących m.in. drastycznych zwolnień pracowników, w tym tych odpowiedzialnych za moderację, a więc usuwanie szkodliwych treści, wspomnianych już wyżej wpisów nienawistnych, rasistowskich, nawołujących do przemocy, treści pedofilskich czy promujących wszelkiej maści teorie spiskowe – zmieniła ten serwis w niesławnego Parlera (serwis założony dla tych wszystkich, którzy wcześniej zostali zbanowani lub byli zagrożeni zablokowaniem na Twitterze za szerzenie tego typu treści). Działania Muska w Twitterze moim zdaniem można śmiało porównać do tzw. małpy z brzytwą. Przykładów na to jest bez liku. Poza masowymi zwolnieniami inżynierów, najbardziej spektakularną akcją, która przyniosła tylko chaos, było wprowadzenie płatnych oznaczeń weryfikacji konta. Skutkowało to masowymi i udanymi próbami podszywania się pod inne osoby czy marki. Niektóre tego typu próby były śmieszne i miały na celu pokazanie tego, jak groźne jest nadawanie statusu zweryfikowanego kontom tylko za pieniądze, bez faktycznej weryfikacji. Inne okazały się bolesne dla szerokich rzesz ludzi, nie tylko użytkowników Twittera. I tak ktoś po wykupieniu weryfikacji konta zmienił jego nazwę na Eli Lilly – podszywając się pod firmę farmaceutyczną produkującą m.in. insulinę – a następnie wysłał tweeta z tak spreparowanego konta z informacją, że insulina dostępna będzie od teraz za darmo. Poza samym faktem wprowadzania w błąd rzesz chorych, odbiło się to też na notowaniach tej firmy – jej akcje spadły o kilka procent. Najnowsze doniesienia mówią o tym, że weryfikowane konta opłacają obecnie także przywódcy talibów z Afganistanu. Na bieżąco kroki i decyzje szalonego Elona dotyczące Twittera oraz skutki tych działań (m.in. spadające wpływy z reklam) śledzi serwis Twitter Is Going Great.

Wszystkie działania Elona Muska skłoniły mnie do szerszego zainteresowania się i zwiększenia swojej aktywności właśnie na Mastodonie. Gwoździem do trumny i bodźcem do podjęcia decyzji o niemal całkowitym przeniesieniu się na Mastodona (konto na Twitterze zostawiam głównie po to, by nie zostało przejęte) było odcięcie bez ostrzeżenia dostępu do API dla twórców niezależnych aplikacji klienckich Twittera. Działania te pozbawione były transparentności – serwis po wyłączeniu dostępu do API przez kilka dni w ogóle nie reagował na zapytania twórców zewnętrznych programów. Później jako powód podano złamanie warunków korzystania z tego właśnie API, jednak bez wyjaśnienia dokładnie, który z punktów regulaminu został naruszony. Po tygodniu od zablokowania wspomnianych aplikacji Twitter faktycznie zmienił warunki korzystania z API, dodając zapis zabraniający dostępu do serwisu niezależnym aplikacjom. Skutkowało to końcem wielu programów, z których część istniała niemal od początku działalności Twittera i którym serwis ten zawdzięcza wiele swoich funkcji, a nawet logo. Mowa tutaj choćby o Twitterrific i wprowadzonych przez twórców tego programu funkcjach (grupowanie wątków konwersacji), a nawet jego ikonie (niebieski ptaszek imieniem Olie, pojawił się na ikonie Twitterrific, kiedy jeszcze logo Twittera była litera T). Jak wspominają sami twórcy niektórych z tych programów, najgorszy nie był nawet sam fakt zamknięcia API Twittera dla aplikacji niezależnych, ale sposób, w jaki się to dokonało – bez ostrzeżenia, bez odpowiedzi na zadawane pytania, a więc przy całkowitym braku szacunku dla społeczności, która przez lata Twittera współtworzyła.

Twitter początkowo miał być tylko protokołem umożliwiającym komunikację. Ostatecznie stał się popularnym serwisem społecznościowym, jednak bez dobrego pomysłu na jego rozwój. Niestety, jak to w przypadku startupów czy szerzej projektów komercyjnych bywa, usługę tę zabiła potrzeba tzw. „monetyzacji”, a więc generowania pieniędzy, czy to poprzez reklamy, czy wejście na giełdę, a w efekcie przejęcie większościowych udziałów przez Elona Muska.

Tymczasem na rubieżach społecznościowej galaktyki panuje względny spokój. Poszczególne instancje nie muszą przynosić zysków, a samego Mastodona raczej nie da się kupić. To przecież federacja rozdrobnionych serwisów. Co ważne, Mastodon czy inne serwisy oparte o ActivityPub nie muszą konkurować z Twitterem, Facebookiem czy Instagramem, ani o liczbę użytkowników, ani tym bardziej o wpływy (spotkałem się z takim podejściem wśród niektórych użytkowników Twittera). Prawdziwi rebelianci i tak prędzej czy później odnajdą drogę na społecznościowe rubieże, gdzie społeczność sama stanowi jasne i klarowne prawo, gdzie nie ma reklam, nikt nie tworzy naszego profilu i nie chce na nas zarabiać.

Tekst pierwotnie opublikowany w MyApple Magazynie nr 1/2023.

Pobierz MyApple Magazyn nr 1/2023

Zdjęcie kosmosu: ESA/Hubble