Czas na trzecią i ostatnią - na razie przynajmniej - część cyklu o odmładzaniu mojego czteroletniego MacBooka Pro 13" (czwarte urodziny będzie obchodzić w czerwcu). W pierwszej części przypomniałem historię tego komputera, w drugiej opisałem proces wymiany dysku HD na SSD OWC i umieszczeniu tego pierwszego w miejscu zepsutego napędu SuperDrive (dzięki ramce optibay). W tej chciałbym podzielić się z Wami wrażeniami z pracy na tym komputerze.

Z założenia nie zamierzałem zagłębiać się w wyniki różnego rodzaju benchmarków. Dla mnie benchmarkiem jest codzienna praca na komputerze. Nie wnikałem więc w słupki i cyferki.

Po przykręceniu dolnej pokrywy obudowy pozostała mi instalacja systemu OS X Mountain Lion na zainstalowanym dysku SSD. Pewnie mógłbym przenieść instalację ze starego dysku HD. Chciałem jednak postawić system "na czysto". Zainstalowałem go z pendrive'a. Od czasu jak Apple dystrybuuje systemy przez Mac App Store, wolę mieć w odwodzie instalację właśnie na kluczu USB. Musiałem jeszcze założyć konto, zainstalować programy z Mac App Store i w sumie po godzinie miałem komputer gotowy do pracy.

To co robi oczywiście pierwsze wrażenie to start systemu. Komputer uruchamia się w 30 - 40 sekund. W porównaniu do ponad trzech minut przed wymianą dysku to kolosalna różnica. Nie mówię tutaj o samym systemie, ale także o uruchomieniu wszystkich programów startujących wraz z komputerem (w moim przypadku jest to Drobox, aText, PhotoSync i Evernote). Stoper w iPhone wyłączyłem w chwili kiedy Dropbox zsynchronizował pliki na starcie. Sam system gotowy jest już do pracy po około 20 sekundach. Pewnie, że nowsze maszyny z dyskami SSD i 8 lub więcej mega pamięci RAM startują szybciej. To jest jednak już dość stary komputer (z procesorem C2D i 4 GB RAM), miejcie to na uwadze.

Jeszcze większe wrażenie robi wybudzanie komputera. Pamiętam, jak latem 2010 roku w tracie testów pierwszego modelu 11-calowego MacBooka Air z dyskiem SSD nie mogłem wyjść z wrażenia, że w chwili podniesienia klapy ekranu do pozycji pionowej był on już zalogowany do sieci WiFi. Teraz w ten sposób zachowuje się mój stary MacBook Pro. Otwieram komputer i już jest zalogowany do sieci i gotowy do pracy. Przed wymianą wybudzanie komputera mogło trwać ponad minutę, a piłeczka plażowa była nieodłącznym elementem tego procesu.

Kolejna wyraźna różnica to działanie aplikacji. Safari, Pixelmator, iTunes i Mac App Store - wszystko działa szybko i otwiera się właściwie natychmiast po kliknięciu w odpowiednią ikonę w docku.

Od dnia zamiany dysku systemowego na dysk SSD OWC nie widziałem ani razu piłeczki plażowej. Pracując teraz na moim wysłużonym MacBooku Pro mam wrażenie, że przesiadłem się na nowy komputer. Dopiero kiedy spojrzę na zagięty po upadku róg klapy obudowy albo zacznie przerywać mi przycisk touch pada, przypominam sobie, że to jednak mój stary MPB.

Czy są jakieś skutki uboczne tej zmiany? Właściwie nie ma. SouperDrive i tak nie działał, więc zamieniłem zepsuty element na dodatkowy dysk twardy (włożony w optibay). Mam za to wrażenie, że komputer minimalnie mocniej się grzeje. Wiatrak włącza się trochę częściej niż zwykle, choć nie jest to na tyle często, by mnie to irytowało, a osiągalne temperatury w normalnej pracy też nie są jakieś straszne.

Przyznam, że łudziłem się trochę, że włożenie dysku SSD spowoduje wydłużenie czasu pracy na baterii, ale tutaj nic się nie zmieniło. Komputer trzyma dwie godziny. Tak jak wspominałem w pierwszej części recenzji, system informuje mnie, że bateria jest uszkodzona i wymaga wymiany. Myślę, że to właśnie wymiana baterii będzie kolejnym krokiem w odmładzaniu mojego MacBooka Pro 13" z 2009 roku.

Zakup nowego komputera odkładam przynajmniej o rok, a może i dłużej, chyba że Apple umyślnie go postarzy uniemożliwiając instalację na nim nowej wersji OS X.

Tak jak poprzednio przypomnę, że dysk SSD OWC Mercury Electra 6G o pojemności 60 GB i ramkę optibay, także OWC, otrzymałem do testów dzięki uprzejmości autoryzowanego dystrybutora produktów OWC w Polsce - firmy eXtremeMem . Produkty OWC dostępne są w ofercie firmy Cortland .