W miniony piątek rozpoczęła się sprzedaż zegarka Apple Watch, choć jest to towar reglamentowany niemalże tak jak za PRL-u.

Pisaliśmy już kilkukrotnie na blogu MyApple, że w przypadku premiery zegarka Apple zdecydowało się zapobiec powstawaniu kolejek przed salonami firmowymi, gdzie od 10 kwietnia można oglądać i przymierzać te urządzenia. I choć faktycznie się to udało (kolejek pod salonami Apple Store nie było ani 10 kwietnia, ani w miniony piątek), to jednak w dość powszechnej opinii wprowadziło to tylko chaos. W piątek zegarki trafiły do stosunkowo nielicznej grupy osób, którym udało się je kupić w przedsprzedaży czy zarezerwować w kilka minut po jej rozpoczęciu 10 kwietnia. Do większości zainteresowanych trafią one dopiero w najbliższych tygodniach, a nawet w czerwcu. Apple usunęło nawet ze strony poświęconej zegarkowi datę 24 kwietnia, jako dzień jego premiery. Faktycznie, trudno mówić o premierze przy panującym chaosie. Kuriozalnym jest brak możliwości kupna tego urządzenia w salonach Apple Store.

Skalę chaosu, ale i irytację wielu zainteresowanych kupnem powiększa fakt, że w kilku sklepach rozsianych po całym świecie zegarki Apple Watch są do kupienia właściwie od ręki. Mowa tutaj o luksusowych butikach w Tokio, Paryżu, Londynie, Los Angeles i Berlinie. Można powiedzieć, że dzięki bliskości tego ostatniego miasta od granic Polski zainteresowani kupnem tego urządzenia w naszym kraju mają szczęście. Apple Watch jest prawdopodobnie nie tylko w zasięgu ich możliwości finansowych, ale i jednodniowej podróży. Ja wybrałem się do Berlina w minioną sobotę.

Za czym ta kolejka? Do "Ostatniej paróweczki hrabiego Barry Kenta"!

Butik Corner znajduje się w Berlinie przy ulicy Francuskiej (Franzözische Straße), a dokładnie to na jej przecięciu z ulicą Markgrafów (Markgrafenstraße) w dawnym Berlinie Wschodnim. To właśnie tam można codziennie kupić zegarek Apple Watch, nic więc dziwnego, że zarówno w piątek, jak i w sobotę ustawiła się przed nim stosunkowo długa kolejka.

alt text

Kiedy przybyłem na miejsce około godziny 8 rano (butik otwarty jest od 9:00), w odpowiednio odgrodzonej od ulicy kolejce stało już około 150 osób. Wśród nich była całkiem spora grupa osób z Polski, które nie ukrywały, że przyjechały po zegarki przede wszystkim na handel. Byli też Rosjanie oraz stosunkowo duża grupa dobrze zorganizowanych handlarzy z krajów bliskiego wschodu. Trudno odgadnąć mi ich pochodzenie, równie dobrze mogli być to niemieccy Turcy, jak i emigranci krajów arabskich. Generalnie 1/3 osób stojących w kolejce stanowili handlarze.

Przy takiej, a nie innej polityce sprzedaży trudno się dziwić - Apple Watch to - podobnie jak początkowo iPhone'y 6 i 6 Plus - towar reglamentowany. Tak jak w latach 80-tych przywoziło się z Zachodu na Wschód dobra luksusowe w postaci magnetowidów czy komputerów, które następnie sprzedawało się z zyskiem na bazarze czy w komisie, tak teraz przywozi się urządzenia mobilne, które nie są dostępne w naszym kraju w "oficjalnym obiegu". Tak było w przypadku pierwszego iPhone'a i kilku ostatnich modeli iPhone'ów, pierwszego iPada, tak jest i teraz z Apple Watchem.

Różnica jest taka, że zegarek od Apple jest towarem bardzo trudno dostępnym nie tylko w naszym kraju, ale także w tych państwach, w których jego oficjalna sprzedaż już się zaczęła. Osoba z Łodzi, Poznania, Wrocławia czy Szczecina jest właściwie w lepszej sytuacji niż np. mieszkaniec Mochanium, Norymbergi czy Frankfurtu nad Menem. Ci do Berlina mają bowiem znacznie dalej.

alt text

Sama kolejka była zdecydowanie lepiej zorganizowana niż to co działo się w nocy i nad ranem przed galerią Altmark w Dreźnie w dniu premiery iPhone'ów 6 i 6 Plus. Nie było ścisku, ochrona dbała, by ludzie stali w odpowiednim zagęszczeniu, rozdawano wodę mineralną. Kolejny raz jednak stało się w kolejce jak kiedyś. Moja żona w wiadomości iMessage - przesłanej na moją informację, że po 4 godzinach stania zaraz wejdę do butiku - podsumowała to w bardzo trafny sposób "oby tylko paróweczek wystarczyło". Chodziło oczywiście o scenę z filmu Miś i kolejkę na stołówce w wytwórni filmów do "Ostatniej paróweczki hrabiego Barry-Kenta".

alt text

Skojarzenie z Misiem nie ogranicza się tylko do wspomnianej kolejki, ale do całej organizacji przez Apple sprzedaży tego urządzenia.

Biorę to, co jest!

Wspomniana już przeze mnie ochrona dbała nie tylko o porządek w samej kolejce, ale o i to, by wychodzący ze sklepu nie podchodzili do tych jeszcze czekających na wejście do niego i by nie rozmawiali o dostępnym asortymencie. Oczywiście grupy handlarzy komunikowały się ze sobą telefonicznie. Szybko więc okazało się, że oferta zegarków Apple Watch dostępnych w butiku Corner jest stosunkowo uboga. Pomijam już brak złotych modeli z serii Edition. Najlepiej było z modelami stalowymi, do wyboru było kilka różnych. Najgorzej z zegarkami Apple Watch z serii Sport. W tym wypadku dostępny był tylko jeden model w rozmiarze 42 mm ze srebrną kopertą i niebieskim paskiem.

Po wielogodzinnej podróży do Berlina i kilku godzinach stania w kolejce klient - i nie mówię tutaj o handlarzach - bierze to, co jest. W końcu głupio tak odejść z kwitkiem przy takim przedsięwzięciu tylko dlatego, że kolor paska nie do końca mu odpowiada.

alt text

Ostatecznie jednak ważne jest to, że poświęcając jeden dzień lub kilka godzin - w zależności od odległości w jakiej mieszka się od Berlina - można zaopatrzyć się w zegarek Apple Watch szybciej od wielu mieszkańców nie tylko Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii, ale także i USA (jedyny butik, w którym można kupić zegarki Apple w Stanach Zjednoczonych znajduje się w Los Angeles).

Butik Corner sprzedaje zegarki Apple Watch codziennie. Każdy klient w danym dniu może kupić tylko jedną sztukę. Co ważne, każdego dnia jest ich tyle, że powinno wystarczyć ich dla wszystkich, oczywiście pod warunkiem, że weźmie się to, co dają.