Kiedy mówię, że słucham muzyki przede wszystkim z komputera, iPhone'a i iPada, bo tak mi wygodnie, wiele osób dziwi się. Jak to? Przecież jesteś muzykiem, który pracuje w studio. Owszem, to prawda. Nie jestem jednak audiofilem. Dla mnie obcowanie z brzmieniem i muzyką, którą się czuje i dotyka - to praca w naszym studio w Poznaniu, dotykanie instrumentów czy koncerty. Na co dzień jednak muzyka stanowi tło, podkład muzyczny mojego życia, jak w filmie. Może to dziwne, ale kiedy przesiadłem się na Maka i zripowałem do iTunes całą moją kolekcję płyt, szybko powędrowały one do tekturowego pudła. Często były to płyty, na które lata temu odkładałem pieniądze. Tylko z biegiem lat przestały mnie cieszyć dodawane do nich książeczki, digipacki itp., a liczyć zaczęła się jedynie muzyka. Teraz moja kolekcja muzyczna składa się z albumów w iTunes, których fizyczne nośniki leżą we wspomnianym pudle w szafie oraz abonamentu w jednym z serwisów, umożliwiającym odtwarzanie muzyki z sieci i zapisywanie jej na dysk. Trudno jednak słuchać muzyki z głośników MacBooka Pro czy iMaka (tutaj jest już trochę lepiej, choć i tak daleko od doskonałości). Do słuchania muzyki z iPhone'a, iPada czy Maka potrzebny mi jest dobrej jakości sprzęt, który nie będzie zajmował dużo miejsca, będzie ładnie wyglądał i do tego, a może przede wszystkim, będzie wysyłał w świat ładne dźwięki. Poszukuję więc odpowiedniego urządzenia. Ostatnio na testy, dzięki uprzejmości firmy Audioklan, trafił do mnie aktywny głośnik AirPlay Bowers & Wilkins A7.

Urządzenie wygląda bardzo stylowo. Przypomina rodzaj sześcianu o łagodnych przejściach pomiędzy ścianami. Wzornictwo jest minimalistyczne, a urządzenie przykuwa oko. Dominuje szczotkowane aluminium oraz czarny materiał osłaniający głośniki. Nie ma tutaj miejsca na elementy, które zaburzałyby harmonię. Klawisze sterujące urządzeniem ukryte są na aluminiowym pasku, który biegnie przez front i boki urządzenia. Z jednej strony znajdziemy przycisk power, z drugiej klawisze regulacji natężenia dźwięku.

Gabaryty tego urządzenia oraz wzornictwo pozwalają właściwie ustawić je dowolnie w każdym miejscu pokoju, od stolika telewizyjnego po biurko.

Więcej znajdziemy na tylnej ścianie. Umieszczono tam gniazda ethernetu, USB, przez które także można wysyłać muzykę na to urządzenie oraz najprostsze z możliwych gniazdo AUX, dzięki któremu do urządzenia podłączymy m.in. odtwarzacz CD czy każde inne źródło dźwięku. Bowers & Wilkins A7 to przede wszystkim aktywny głośnik AirPlay.

Instalacja głośnika jest prosta do bólu. Najpierw należy pobrać na iPhone'a lub iPada odpowiednią aplikację. Urządzenie w ustawieniu fabrycznym (do którego można wrócić wciskając długopisem przycisk reset na tylnej ścianie) tworzy własną sieć WiFi, do której musimy podłączyć się np. za pomocą iPhone'a. Później za pomocą wspomnianej aplikacji wykrywamy urządzenie, odpowiednio je nazywamy i podłączamy do naszej własnej sieci bezprzewodowej i to wszystko. Od tego momentu urządzenie widnieje w menu AirPlay.

W komplecie znalazł się tez pilot z klawiszami wyłączenia, przełączania utworów, głośności oraz przełączania źródła dźwięku.

Moim zdaniem najwygodniej steruje się natężeniem dźwięku bezpośrednio z urządzeń, z których odtwarzamy muzykę, np. z iPhone'a czy z komputera Mac. Jeśli do odtwarzania muzyki używamy z innej aplikacji niż iTunes, np. ze Spotify dla Mac, warto wtedy zainstalować oprogramowanie pozwalające na wysyłanie muzyki przez AirPlay. Ja wybrałem Airfoil firmy Rogue Amoeba.

Do jakości dźwięku, jakie urządzenie produkuje, nie mogę się specjalnie przyczepić. Bowers & Wilkins A7 ma moc 100 wat, choć słuchanie muzyki przy tym natężeniu dźwięku w salonie nie należy do przyjemności. Przy jednym z pierwszych uruchomień wypaliłem na cały regulator kawałek Luxefere z ostatniej płyty Samaela (w tym miejscu chciałbym przeprosić moich sąsiadów). W ramach testów starałem się słuchać na tym głośniku bardzo różnej muzyki: od Clannad, Pata Metheny'ego, Aldiego Meolę, Nicka Cave'a, Alanis Morisette, przez Rush, Pearl Jam, Dream Theater, po muzykę mniej lub bardziej metalową, jak wspomniany wyżej Samael, Dimmu Borgir, Killswitch Engage, In Flames czy Soilwork. Słuchałem też utworów moich własnych zespołów, które nagrywałem i słuchałem ich na sprzęcie studyjnym. W każdym przypadku byłem zadowolony. Nagrania Clannad, Metheny'ego, Meoli czy Cave'a brzmiały znakomicie. Mam jednak wrażenie, że to sprzęt do słuchania lżejszej, przy tym mniej skompresowanej - a więc mającej więcej powietrza - muzyki niż ciężki rock i metal, choć i takie dźwięki brzmiały na tym sprzęcie bardzo dobrze. Słyszałem jednak różnicę. Pamiętać też trzeba, że jakość dźwięku zależy też w dużym stopniu od miejsca ustawienia tego głośnika. Choć jego gabaryty pozwalają na postawienie go właściwie w dolnym miejscu, to ma to wpływ na jakość dźwięku. Różnice na szczęście nie były duże. Sprawdzał się zarówno ustawiony na szafce telewizyjnej, szafce nocnej, jak i na biurku.

Oczywiście Bowers & Wilkins A7, jak inne tego typu kompaktowe konstrukcje, ma jedną wadę w porównaniu z tradycyjnymi zestawami głośnikowymi stereo. Ze względu na kompaktową formę urządzenia sam dźwięk jest mniej przestrzenny. To jednak nie są dwie kolumny, które możemy sobie odpowiednio ustawić. Wydaje mi się jednak, że jest to sprzęt dla chyba innego użytkownika - takiego, który chciałby uzyskać dobrą jakość dźwięku przy jak najmniejszej zajmowanej przez urządzenie powierzchni, zyskując przy tym pełną współpracę poprzez AirPlay bez potrzeby umieszczania iPhone'a czy iPada w docku.

Jeśli nie macie miejsca i nie potrzebujecie tradycyjnego zestawu stereo, nie lubicie kabli, a przy tym cenicie dobre wzornictwo, to Bowers & Wilkins A7 jest na pewno urządzeniem wartym rozważenia.

Więcej o głośniku Bowers & Wilkins A7 dowiecie się na stronie Audioklan.com.pl