Czytam w sieci artykuły z krzyczącymi tytułami, że większy smartfon znaczy lepszy, do czego starają się przekonać nas głównie producenci urządzeń z systemem Android, ale także Windows czy nawet BlackBerry (model Z30). Tymczasem mam wrażenie, że jest zupełnie odwrotnie.

Od tygodnia korzystam zarówno z iPhone’a 5S jak i iPhone’a 4S. Tego ostatniego testuję pod kątem dłuższych tekstów, które mają odpowiedzieć na często zadawane mi pytanie czy warto „Czteryeskę” kupować i instalować na niej iOS 7.

Powiem Wam jedno, choć 4-calowy ekran w 5S wyświetla więcej informacji, a więc nie musimy tak często przewijać, to z drugiej strony - w przypadku 4S - wygoda stukania w różne miejsca ekranu, zwłaszcza w przypadku aplikacji z górną belką narzędziową jest nieporównywalnie większa. Mam co jakiś czas możliwość przetestowania różnych smartfonów z większymi ekranami i pomijając ich zalety lub wady (często są to fajne urządzenia) nie jestem w stanie wygodnie pracować na ekranach większych niż ten w BlackBerry Z10 czy iPhone 5S, choć w ich przypadku i tak muszę już mocno wyciągać mojego kciuka.

Zastanawiam się jak długo jeszcze producenci smartfonów będą prześcigać się w wielkości ich ekranów. Zapominają oni o jednym, że jednego nie da się powiększyć – ludzkiego kciuka, do rozmiarów takich, jak kciuki bohaterki filmu „I kowbojki mogą marzyć”.

Tekst pochodzi z mojego autorskiego bloga MacKozer.pl