Kilka dni temu jadąc taksówką na stację Łódź-Widzew zagadałem się z taksówkarzem na tyle, że nieopatrznie odłożyłem na fotel mojego iPhone'a. Zorientowałem się co zrobiłem chwilę po tym, jak wysiadłem z taksówki, która jednak zdążyła już odjechać.



Z perspektywy kilku dni patrzę już chłodno na moje zachowanie, ostatecznie dość racjonalne, ale o tym za chwilę. Gorzej wyglądała pierwsza minuta. Wpadłem w panikę. ZGUBIŁEM MOJEGO iPHONE'A!!!! Trzęsienie rąk, rozglądanie się za starym Mercedesem, którym przed chwilą jechałem. Kręciłem się w kółko przed stacją, nie wiedząc co zrobić. Wydawać by się mogło, że to tylko iPhone, a ja wpadłem w panikę, jakby to było coś gorszego. Kilka razy zdarzyło mi się zgubić portfel i moje zachowanie wtedy było bardziej racjonalne, choć oczywiście trudno się w takiej sytuacji nie zdenerwować. W przypadku iPhone'a wpadłem w krótką panikę. Kiedy rozmawiałem o tym z kilkoma osobami, zarówno na Twitterze, jak i na żywo (choćby na wspomnianej kolacji) wszyscy stwierdzili, że w takich wypadkach zachowanie może być dalekie od standardowych. Panika, nagły przypływ adrenaliny, wszystko to w związku z kawałkiem elektroniki. Czy jednak smartfon to tylko kawałek plastiku, metalu i szkła, przez który możemy dzwonić i grać na nim w gry? Niezupełnie.

Smartfon, a przynajmniej iPhone, stał się dla mnie niejako przedłużeniem mnie samego, mojego ciała, umysłu. Zdaję sobie sprawę, że brzmi to dość kontrowersyjnie i że narażam się może nie tylko na krytykę, ale i na zwykły hejt. Tak jednak jest. iPhone to już teraz mój portfel elektroniczny, skrzynka kontaktowa ze wszystkimi moimi bliższymi i dalszymi znajomymi i niemal namacalny kontakt z bliskimi (przez Skype czy FaceTime). To wreszcie mój elektroniczny klucz uniwersalny czy też karta dostępu do różnych kont - nie tylko w serwisach internetowych, a wreszcie masa wspomnień w postaci zdjęć. W opisanej powyżej sytuacji zdałem sobie kolejny raz sprawę, że iPhone jest nie tylko tym wszystkim. To elektroniczny amulet technologicznego geeka ateisty. Ściskany w dłoni, z kciukiem położonym na przycisku Home zapewnia bezpieczeństwo i szczęście.

Zostawiając go na tylnym siedzeniu taksówki straciłem to wszystko właśnie. Jasne, że można kupić nowego iPhone'a (choć jest to przecież spory wydatek), a i pewnie odzyskałbym większość z tego, co się na nim znajdowało, ale... ten moment, kiedy tracę to wszystko, nie mam tych wszystkich zdjęć, dokumentów, haseł, kontaktu z bliskimi, a nawet z Wami (a przynajmniej z tymi, którzy obserwują mnie w serwisach społecznościowych), a przede wszystkim tracę szczęście i powodzenie, był chyba najbardziej dla mnie przerażający i stąd moja panika.

Na szczęście dla mnie pozbierałem się w przeciągu minuty, pomogła też moja przezorność. Zwykle bowiem zabieram ze sobą nie tylko iPhone'a, ale też iPada (a często MacBooka) i miniaturowy router z mobilnym internetem. Pierwsze co zrobiłem to odpaliłem na iPadzie Find My iPhone i zablokowałem iPhone'a. Dodałem też napis dla kierowcy taksówki, że czekam na niego na dworcu kolejowym, podałem tez numer mojej żony, by się z nią skontaktował. Chciałem też zadzwonić do korporacji taksówkowej, ale... nie miałem z czego (pewnie mógłbym zrobić to przez Skype'a, ale ta możliwość nie przyszła mi od razu do głowy). Pomocny okazał się iMessage (mógłbym użyć też FaceTime) do żony, która zadzwoniła do korporacji i skontaktowała się z taksówkarzem. 15 minut później mój iPhone był już w mojej kieszeni. Zdążyłem nawet na pociąg do Warszawy.