Wczorajsza informacja o końcu istnienia targów i konferencji Macworld Expo przeszyła mnie niczym karabinowa kula, co więcej była w pewnym stopniu swego rodzaju "anty-prezentem" na moje 40 urodziny, które obchodziłem w ostatni poniedziałek. Anty-prezentem przypominającym mi o tym, że czas nieprzerwanie gna do przodu i nic nie jest wieczne i także rzeczy dobre i cenne nie są w stanie przetrwać próby czasu, a przede wszystkim zmieniających się okoliczności

Wychowałem się w czasach, w których dominowały przede wszystkim komputery 8-bitowe (16-bitowe Amigi i Atari ST dopiero pojawiały się na giełdach). O telefonach komórkowych mówiło się jako o niedalekiej przyszłości w audycji Radiokomputer w programie 4 Polskiego Radia albo w Sondzie - programie popularno naukowym w TVP, którego produkcja zakończyła się nagle wraz z tragiczną śmiercią prowadzących Zdzisława Kamińskiego i Andrzeja Kurka.

Niektóre odcinki Sondy można co prawda obejrzeć na YouTube, ale "gimby nie znają" i pewnie nigdy nie poznają (może to w sumie i lepiej?) tego, jaką ten program - jak i kilka innych (np. Spektrum) - tworzył magiczną atmosferę w erze dwóch kanałów w TV.

Były to czasy, w których komputery kupowało się w komisie, na giełdzie, przemycało samemu z Niemiec lub kupowało w Peweksie czy Centralnej Składnicy Harcerskiej. Pasjonaci, zarówno szczęśliwcy posiadający już swoje własne komputery (zwykle kupione przez rodziców) oraz ci, którzy jeszcze tylko o nich marzyli, spotykali się w klubach komputerowych organizowanych naprędce w domach kultury czy innych tego typu ośrodkach.

Kluby komputerowe istniały także za oceanem. Przyciągały fanów konkretnego modelu komputera. To były czasy, w których nie było jeszcze internetu, a siei komputerowe były w powijakach (ograniczały się z tego co pamiętam do BBS-ów, do których trzeba było najpierw modemem zadzwonić). Cykliczne spotkania, na które trzeba było pojechać na drugi koniec miasta, wymiana doświadczeń, rodzące się przyjaźnie (wciąż mam kontakt z niektórymi kolegami od Atari XL/XE). Śmiało mogę powiedzieć, że już wtedy byliśmy fanboy'ami.

Większość z maszyn, które skupiały wokół siebie rzesze fanów nie przetrwała próby czasu. Z biegiem lat ludzie przestali używać ZX Spectrum, Commodore 64, Atari XL/XE czy maszyn Amstrad-Schneider CPC. Jedni po drugich padali ich producenci: Commodore, Amstrad, który pod koniec lat 80-tych kupił jeszcze Sinclair Research Ltd. (producenta ZX Spectrum). Znacznie dłużej funkcjonowały na rynku maszyny Amiga i Atari ST, m.in. ze względu na ich możliwości multimedialne (oba komputery spotyka się jeszcze leżące gdzieś na zapleczu któregoś muzycznego czy telewizyjnego studio). Istniejące wokół nich społeczności także dłużej utrzymały się na rynku.

Nie przypominam sobie by kiedykolwiek istniała prężnie działająca grupa fanów i użytkowników maszyn PC z Windows. Wytwarzane masowo komputery z zainstalowanym na nich (często pirackim) systemem Windows od początku kierowane były do masowego klienta.

Próbę czasu przez 30 lat przetrwała właściwie tylko społeczność użytkowników komputerów Macintosh. Kluby użytkowników powstawać zaczęły niemal chwilę po premierze Macintosha 128K. Zakładane w W USA i Europie Zachodniej Mac User Group był przez lata wspierane przez Apple. Wiele z nich przetrwało przez te kilkadziesiąt lat.

O tym, jak silna była społeczność zaangażowanych użytkowników komputerów Mac świadczyła przez wiele lat odbywająca się dwa razy w roku impreza Macworld Expo. To była impreza na wskroś wyjątkowa - bo poświęcona właściwie tylko jednemu komputerowi oraz dostępnym dla niego akcesoriom i oprogramowaniu. Z punktu biznesowego można by rzec, że był to od początku w pewnym stopniu projekt "poroniony". Niemal wszystkie imprezy targowe organizowane są i są otwarte dla wszystkich producentów z danej branży. Udało się to tylko dzięki prężnej i silnej społeczności jego użytkowników oraz zaangażowaniu w tę społeczność samego Apple.

To dzięki tej społeczności, której część (ci co byli w stanie) zjeżdżała się dwa razy do roku do San Francisco i Bostonu, Apple w jakimś stopniu przetrwało. Nie twierdzę, że to tylko dzięki fanom Apple udało się uniknąć bankructwa. To jednak silna społeczność była tym, na czym mocno kulejąca wtedy firma mogła się oprzeć.

Noszone z dumą przez fanów koszulki "I was Mac user when Apple was doomed" (byłem użytkownikiem Maca kiedy Apple miało przesrane) mogą wywoływać śmiech. Bycie fanem Apple, kiedy komputery Mac wyróżniały się zdecydowanie nie na korzyść względem konkurencji i były swego rodzaju kurczącym się rezerwatem, pisanie na te komputery oprogramowania, czy opieranie na nich swojego biznesu wymagało wtedy nie tylko samozaparcia ale i mocnej wiary w to, co się robi. Plujący na lewo i prawo obelgami "fanboy" nie mają o tym zielonego pojęcia.

Apple przez lata to doceniało i uczestniczyło w imprezie, której istnienie ze względu na naprawdę mocno zawężoną ofertę produktową (w tamtych czasach właściwie tylko Mac oraz akcesoria i oprogramowanie) było zależne właśnie od tego. Apple już dużo wcześniej mogło zrezygnować z prezentowania nowych produktów podczas Macworld. Z resztą urządzenie, które pozwoliło Apple naprawdę odbić się od dna - iPod - pokazane zostało w Cupertino, a nie w Moscone Center w San Francisco.

Relacja pomiędzy firmą, a jedyną taką zaangażowaną społecznością cementowana była właśnie na tej imprezie, której część targowa była oczywiście ważnym, bo generującym przychody dla IDG (organizatora i wydawcy magazynu Macworld) elementem, dzięki czemu święto mogło odbywać się kolejne razy. Jasne też było, że wyjście Apple z Macworld będzie oznaczało koniec tej imprezy. I tak się właśnie stało.

Rozumiem, że imprezy targowe przeżywają kryzys, czy może nawet zmierzch. Że po wyjściu Apple targi z każdym rokiem stawały się mniej dochodowe - jestem pewien, że tegoroczna edycja była pod tym względem wtopą. Rozumiem też, że Apple nie potrzebowało już imprezy targowej, za uczestnictwo w której musiało także słono płacić.

Martwi mnie tylko to, że Apple wychodząc z Macworld odwróciło się też od samej społeczności, której ta impreza była świętem. Mam wrażenie, że w 2009 roku ogłaszając rezygnację z przyszłego uczestnictwa w Macworld firma dała do zrozumienia, że ta zaangażowana, ale - co tu dużo kryć - starzejąca się społeczność jest już firmie tak naprawdę niepotrzebna.

Początek końca ery, która dla mnie rozpoczęła się w połowie lat 80-tych ubiegłego wieku miał miejsce właśnie w 2009 roku. Ostateczny jej koniec nastąpił wraz z zamknięciem drzwi hali Moscone Center wieczorem ostatniego dnia Macworld/iWorld 2014. I choć wiem, że zabrzmi to jak frazes - czułem pod skórą, że tego dnia żegnałem się z Macworld na dobre.

W 2009 roku John Gruber napisał na Daring Fireball:

"There is nothing else like Macworld Expo, and if it fades away, there will be nothing to take its place."

Obawiam się, że zarówno w jednym, jak i w drugim miał rację.

Nastała era masowego konsumenta i 20 milionów w przedsprzedaży w Chinach. Nie można oczywiście obrażać się na czas i do zmian trzeba się zwyczajnie przystosować.

Może faktycznie czas społeczności użytkowników minął? Od lat próbuję zorganizować użytkowników Apple w Łodzi... bez powodzenia.