Krystian Kozerawski mackozer

Bloger technologiczny, piszący przede wszystkim o Apple. MacUser od stycznia 2007 roku. Swoje pierwsze kroki stawiał tutaj, na MyApple. Przez lata prowadził bloga mackozer.pl. Od marca 2013 roku pisze znowu na MyApple, którego jest redaktorem naczelnym.

Blog News Nowy wpis

Od lat nie korzystam z jednej z najbardziej popularnych aplikacji do obróbki grafiki rastrowej czyli Photoshopa. Dorobiłem się dawno temu wersji oryginalnej, jeszcze dla Windows, ale ostatecznie przy moich potrzebach skierowałem się w stronę tańszych rozwiązań, oferujących niemal wszystko to, co mi potrzebne. Od paru lat moim podstawowym edytorem grafiki rastrowej (teraz także i wektorowej) jest Pixelmator. Zanim przesiadłem się na niego zaliczyłem krótkie spotkanie z innym programem dla Mac do edycji zdjęć, był to Acorn. Niestety z wielu względów ale przede wszystkim z powodu dość powolnego działania szybko się z nim rozstałem. Teraz dałem mu kolejną szansę, gdyż do Mac App Store trafiła jego czwarta wersja. Program zyskał sporo nowości, przebudowie uległ też jego interfejs użytkownika. Można nie korzystać z Photoshopa, ale nie ma powodu by nie doceniać pewnych standardów przez tę aplikację ustanowionych. Jednym z nich jest panel czy jak kto woli paleta z narzędziami. Ta w Acorn 4 nawiązuje do Photoshopa. Pamiętam że w starszej wersji wyglądała ona zupełnie inaczej i była panelem we wspólnym oknie, z innymi funkcjami programu. Teraz podstawowe narzędzia, tak jak w Photoshopie czy moim ulubionym Pixelmatorze znalazły się na osobnej palecie. To, czego mi osobiście w Pixelmatorze brakuje to znanych z Photohsopa przycisków przełączania kolorów oraz pracy w trybie edycji maski. Znalazły się one w palecie narzędzi w Acorn 4, co odbieram na duży plus. Nie specjalnie przypadł mi jednak do gustu wygląd palety z warstwami, połączonej z opcjami wybranych narzędzi. Wolę mieć jedno i drugie w osobnych oknach. Skoro już jestem przy warstwach nie mogę nie wspomnieć o ważnej i bardzo przydatnej nowości (względem starej wersji programu, który kiedyś zagościł na moim Maku) warstw filtrów (Filter Layers), dzięki którym możemy nakładać na obrazki różne efekty modyfikujące, bez wprowadzania zmian w oryginalnym obrazku. Zarządzanie poszczególnymi parametrami danego filtra oraz samymi warstwami efektów odbywa się przez osobną paletę oraz punkty węzłowe danego filtra (punkt centralny i promień obszaru potraktowanego danym efektem) widoczne na obrazku. Każdy z efektów/filtrów, który wykorzystaliśmy na wybranej warstwie obrazka otrzymuje swoją warstwę (filter layer) we wspomnianej już palecie. Możemy je przestawiać względem siebie czy wyłączać. Tak stworzone zestawy warstw z filtrami możemy zapisać do późniejszego wykorzystania. Aby dodać nowy filtr wystarczy kliknąć w przycisk "+" na dole palety z filtrami warstw. Podobnie jak w Pixelmatorze Acorn 4 został wyposażony w wyszukiwarkę filtrów. Jeśli wiemy czego szukamy, nie musimy przedzierać się przez rozwijane menu, które z uwagi na zastosowaną wielkość liter nie jest zbyt wygodne. Na dole tejże palety znajdziemy także przycisk Flatten, pozwalający na ostateczne połączenie warstw i obrazka. Warstwy potraktowane filtrami są odpowiednio oznaczone. Przy ich kopiowaniu powielane są także filtry. Możemy je jednak łatwo wyłączyć, wystarczy kliknąć w "fx" na warstwie i wybrać "Disable Layer Filters". Nowością jest też możliwość korekcji zdjęcia poprzez krzywe. Jak w innych programach, możemy regulować wszystkie trzy składowe kolory na raz lub każdy z osobna. Do wyboru mamy także narzędzie Levels (poziomy), które także doczekało się aktualizacji (trzy suwaki, jak w Pixelmatorzy czy Photoshopie, funkcja podglądu na żywo zmiany histogramu. Acorn to jednak nie same nowości. Działanie czy dostęp do niektórych funkcji rozwiązany jest moim zdaniem lepiej czy bardziej intuicyjnie niż np. w Pixelmatorze. Wspomnę tutaj choćby o możliwość tworzenia nowych warstw. Zdecydowanie bardziej wolę menu w górnym pasku, gdzie znajdę np. tworzenie nowej warstwy z zaznaczenia poprzedniej. W Pixelmatorze jest to także możliwe, choć przez menu kontekstowe narzędzia zaznaczania, co nie do końca mi osobiście pasuje. Pod pewnymi względami Acorn jeszcze ustępuje Pixelmatorowi. Dziwi mnie na przykład dość prymitywna funkcja klonowania, która nie pozwala na wybranie własnego pędzla, co gorsza udostępnia tylko proste wygładzanie krawędzi, co nie pozwala na ładne wtopienie sklonowanego elementu w tło. Zabrakło też rozbudowanej obsługi kształtów, jak to ma miejsce w Pixelmatorze po jego ostatniej aktualizacji. To, co odbieram na plus to wyraźna poprawa szybkość pracy tego programu. Kiedyś moje podejście do starszej wersji Acorn skończyło się niepowodzeniem, właśnie ze względu na jego powolne działanie. Tymczasem Acorn 4 na tym samym starym MacBooku Pro 13 (fakt, z dyskiem SSD) działa naprawdę szybko. Zdaję sobie sprawę, że trudno jest porównywać ten program czy Pixelmatora z Photoshopem. Warto jednak ocenić jakie funkcje są nam tak naprawdę potrzebne i właściwie do tego zawęzić porównanie. Wtedy okazuje się, że nie ma co wydawać wiele na drogie programy, skoro w zupełności wystarczą tańsze alternatywy. Acorn 4 dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 26,99 €. To trochę więcej niż Pixelmator (13,99 €), ale zdecydowanie mniej niż Photoshop czy nawet Photoshop Elements (69,99 €). Acorn 4 w Mac App Store

To, że iPad to świetne urządzenie do przeglądania albumów fotograficznych nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Na moim iPadzie znajdziecie całkiem sporo tego typu programów. Od fotografii prasowej (np. Guardian Eyewitness czy Routers Wider Image) przez kolekcję reportaży Fotopedii, po galerię fotografii kosmosu zrobionych teleskopem Huble'a. Do kompletu brakowało mi dobrej aplikacji, która pokazywałaby ziemię widzianą z kosmosu właśnie. Okazuje się, że przynajmniej jedną przegapiłem. Mowa o wydanej przez NASA aplikacji Earth As Art .

Piątkowy wyjazd do Poznania zapowiadał się bardzo dobrze i w istocie do pewnego momentu taki był. Zajrzałem na Poznański Tweetup (pozdrawiam całą ekpię). Niestety, w miejscu, w którym się odbywał straciłem portfel z dokumentami i kartami kredytową i płatniczą. Nie wiem czy po prostu gdzieś mi wypadł czy zostałem okradziony. To teraz nieistotne. Przez niemal cały wieczór przeszukiwałem drogę z z miejsca, w którym raczyłem się piwem do naszego studia nagrań. Niestety, portfel i jego zawartość zniknęła. Niby w dzisiejszych czasach to nie problem. Przez infolinię zablokowałem karty, zastrzegłem też mój Dowód Osobisty, żeby nikt nie mógł wziąć na niego jakiegoś kredytu. Czeka mnie jeszcze wizyta na komisariacie policji, no i załatwianie nowego dowodu i prawa jazdy.

To była jedna z pierwszych gier na Atari 65 XE w jakie grałem i przez lata była jedną z lepszych. Miała ciekawą grafikę no i to, co w połowie lat 80-tych było takie ważne dla wielu chłopaków: można było zostać mistrzem karate bez męczących treningów w szkole. Gry tego typu, czyli tzw. bijatyki, były wtedy bardzo popularne, a ta pozycja łączyła w sobie walkę z przygotą, czy też misją. Nasz bohater musiał bowiem uratować księżniczkę Mariko z rąk złego samuraja Akumy. Jakiś czas temu, remake Karateki pojawił się w App Store. Pisałem o tej grze na mackozer.pl (recenzję możecie przeczytać TUTAJ ). Terez w App Store pojawił się oryginał z 1984 roku.

Pisałem ostatnio sporo o aktualizacji jednego z najlepszych moim zdaniem edytorów grafiki rastrowej dla Mac, aplikacji Pixelmator . Zyskała ona ostatnio m.in. funkcję wektorowych kształtów oraz możliwość zmiany w taki właśnie kształty tekstu. Okazuje się, że program posiada także swoje drugie, ukryte oblicze. Jak donosi serwis OS X Daily , jednen skrót klawiszowy zmienia go w edytor grafiki wektorowej.

Kilka miesięcy temu, jeszcze na MacKozer.pl opisywałem oficjalną aplikację Ceneo.pl. Całkiem niedawno w App Store pojawił sie kolejny program pod znakiem tego serwisu - Ceneo Moda dla iPada.

Nie wiem jak mogłem to przegapić, ale w połowie marca w App Store swoją premierę miała druga część jednej z lepszych strategii czasu rzeczywistego Tiny Troopers. Tiny Troopers 2: Special Ops nawiązuje, tak jak część pierwsza do klasyka tego gatunku, gry Cannon Fodder na Amigę. Tak jak poprzednio, w wydanej niemal rok temu części pierwszej, tak i teraz wcielamy się w rolę dowódcy oddziału żołnierzy (czasem mającego tylko jednego członka), którzy wykonać muszą różne zadania, tym razem jednak misje specjalne. Pod wieloma względami dostajemy to samo co wcześniej. Mamy więc zadania polegające na zniszczeniu wybranych lub wszystkich obiektów wroga, zabiciu wszystkich wrogich żołnierzy, zniszczeniu radiostacji czy uwolnieniu zakładników. Są też misje, w których musimy przetrwać ataki zombie. To, czego nie było w pierwszej części, jeśli dobrze pamiętam, to możliwość wskrzeszania naszych żołnierzy po wykonaniu zadania. Oczywiście nic za darmo. Będzie nas to słono kosztować. Za operację wskrzeszania zapłacimy znajdowanymi na planszy medalami. Rzecz przydatna, bo przecież nasi żołnierze zdobywają doświadczenie i awansują. Szkoda byłoby tracić zaprawionego w bojach weterana. Nowością w stosunku do pierwszej części są też misje, w których nasz żołnierz zostaje strzelcem pokładowym w Humvee, który musi pokonać trasę przez obszar opanowany przez wroga. Tutaj nie sterujemy pojazdem, a jedynie wybieramy cele. Sterowanie gry jest banalnie proste. Stukamy palcem w miejsce, w które mają skierować się nasi żołnierze, lub w cel, który mają zniszczyć. Jeśli chcemy wykorzystać granaty czy bazookę to wystarczy przeciągnąć jej ikonę (jeśli oczywiście jesteśmy w daną broń wyposażeni) na cel. Tak, jak w poprzedniej części tak i teraz w trakcie misji zarabiamy wirtualne pieniądze i zbieramy medale, za które możemy kupić sobie w trakcie misji dodatkowe uzbrojenie lub środki medyczne, wszystko zrzucane jest na spadochronach. Apteczki i dodatkowe uzbrojenie znajdziemy czasem także w terenie, w którym operuje nasz oddział. Możemy także odwiedzić sklep, w którym nie tylko ulepszymy posiadaną broń, kupimy lepsze kamizelki czy nowy wzór mundurów (do wyboru są różne warianty kolorystyczne i tematyczne). Możemy także wynająć dodatkowego specjalistę, jeśli uważamy, że w danej misji taki będzie nam potrzebny. Zakupy za pomocą mikropłatności to teraz chleb powszedni. Nic dziwnego, że Tiny Troopers 2 można pobrać obecnie za darmo. Twórcy gry liczą, że obkupicie się w sklepie w sprzęt godny Johna Rambo, wydając na to nie tylko zebrane w misjach złote monety czy medale, ale jak najbardziej realne pieniądze. Na szczęście w Tiny Troopers 2 da się przyjemnie grać bez sięgania do jak najbardziej prawdziwego portfela. Polecam zarówno pierwszą, jak i drugą część fanom starego dobrego mięsa armatniego, czyli Cannon Fodder Gra Tiny Troopers 2: Special Ops dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo Tiny Troopers 2: Special Ops w App Store

W dniu dzisiejszym kilka moim zdaniem ważnych programów doczekało się mniejszych lub większych aktualizacji. Nie na tyle jednak dużych by poświęcać każdej osobny wpis, wartych jednak kilku zdań podsumowania.

O aplikacji Analog, upiększającej zdjęcia na Maku w stylu podobnym do Instagram pisałem jeszcze na MacKozer.pl (recenzję znajdziecie TUTAJ ). Analog dla Mac nie jest programem szczególnie wybitnym, zwłaszcza że w App Store znaleźć można darmowe i równie dobre alternatywy, jak choćby opisywany przeze mnie ostatnio program Foto. Do Analog wracam z powodu zapowiedzi wydania wersji tej aplikacji dla iPhone'a.

Ktoś w jednym z komentarzy stwierdził, że nie jestem graczem. Nie do końca to prawda, bo w gry grywam, choć faktycznie od czasu do czasu. Na pewno nie jestem nałogowym graczem, który poświęcałby na to czas codziennie. Mam jednak gry, w które może nie gram namiętnie ale bardzo mi się podobają. Jedną z nich jest Team Fortress dostępny na Steamie. Wieloosobowa strzelanka w widoku z pierwszej osoby utrzymana w komiksowym, rzekłbym nawet w karykaturalnym stylu. Team Fortress nie ma wersji dla iPada czy iPhone'a. W App Store zaleźć można jednak kilka imitacji, choć może to za mocne słowo. Dobrze, niech będzie, że w App Store znajdziemy kilka gier inspirowanych tą świetną pozycją. Jeszcze na MacKozer.pl opisywałem bardzo fajną grę pod tytułem Respawnables. Od kilku dni w App Store znaleźć możemy drugą tego typu pozycje inspirowaną Team Fortress. Tym razem jest to gra wydana przez Gameloft, pod tytułem Blitz Brigade. Blitz Brigade ma bardzo ładną, grafikę właśnie w klimacie Team Fortress, sama gra umieszczona jest mniej więcej w scenografii czy realiach II Wojny Światowej. Do wyboru mamy więc drużynę aliancką, złożoną z żołnierzy amerykańskich i brytyjskich komandosów (przynajmniej na takich wyglądają i świadczy o tym ich uzbrojenie, pistolety automatyczne Sten). Jest też i drużyna złożona z przedstawicieli państw osi. W grze wieloosobowej możemy wybrać sobie profesję. Jest zwykły żołnierz wyposażony w zwykły pistolet maszynowy, bardziej umięśniony z ciężkim karabinem, medyk, snajper i komandos (a może członek ruchu oporu?). W drużynie osi znalazł się także japoński samuraj. Każda z postaci może zostać uzbrojona w różne bronie, każda też ginie w charakterystyczny dla siebie sposób. W grze wieloosobowej może wziąć udział do 12 graczy. Do wyboru mamy dwa rodzaje rozgrywki, deathmatch i domination, typowe dla tego typu strzelanek wieloosobowych. Możemy też wybrać misje treningowe, offline, w których trenujemy na botach. Blitz Brigade choć jest grą darmową, to jednak kładzie duży nacisk na mikropłatności. To trochę irytujące. Bez korzystania z mikropłatności zatrzymałem się na drugiej kampanii misji treningowych i obawiam się, że będę musiał wysupłać z portfela kilka złotych. To właściwie jedyna wada. Rozgrywka jest dynamiczna, lokalizacje ciekawe, a grafika bardzo ładna. Przynajmniej dla takiego laika jak ja. Gra Blitz Brigade dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo. Blitz Brigade w App Store

Brytyjski magazyn MacFormat obchodzi w tym miesiącu swoje dwudziestolecie, z tej okazji wydawnictwo Future udostępniło cyfrową wersję pierwszego jego numeru. Dostępny jest on on przez aplikację tego magazynu, którą znajdziecie w App Store. Sam magazyn (wraz z programem do obsługi subskrypcji ładuje się oczywiście do Kiosku). Wydany w 1993 roku pierwszy numer tego magazynu zapewni nostalgiczną podróż do przeszłości nie tylko tym z Was, którzy już wtedy mieli możliwość pracy na Makach, ale także tym, którzy o Makach wtedy marzyli lub zwyczajnie korzystali z innych maszyn. Ja na przykład w 1993 roku miałem Atari ST. Myślę, że może to być także ciekawa wycieczka dla młodszych użytkowników, których wtedy jeszcze nie było na świecie lub byli za mali by korzystać z jakiegokolwiek komputera. Magazyn ukazuje się oczywiście z dołączoną dyskietką 3,5-cala (rety, kiedy ja ostatni raz użyłem słowa "dyskietka"?), na której zamieszczono grę Lemmings. W numerze znalazły się artykuły o Aldus Pagemaker, FileMaker, konfiguracji i korzystania z Macintosha przy tworzeniu muzyki, jest też artykuł poświęcony nowościom, jak procesory PowerPC czy urządzeniu, które wyprzedziło swoją epokę - tabletowi Newton. Znajdziemy też tam obszerne recenzje gier, z których część jest znana nawet dzisiaj, dzięki reedycjom, dostępnym także na iPada: Secret Of Monkey Island czy Another World. Warto zapoznać się także z artykułem opisującym korzystanie na Maku z modemu telefonicznego w dobie, w której znany nam Internet dopiero raczkował. Cyfrowa wersja magazynu wzbogacona została o komentarze zarówno obecnego jak i pierwszego redaktora naczelnego, oraz innych członków redakcji. Przeglądam pierwsze wydanie MacFormat i tak sobie myślę, że choć mam sporą kolekcję w PDF-ach i stertę oryginałów w szafie to mimo wszystko chciałbym doczekać się oficjalnej aplikacji dla iPada zbierającej wszystkie numery Bajtka lub Komputera w wersji cyfrowej. Aplikacja MacFormat dla iPada dostępna jest w App Store za darmo. Choć bieżące numery dostępne są za płatną subskrypcją. Opisywany numer archiwalny dostępny jest jednak za darmo. MacFormat w App Store