Krystian Kozerawski mackozer

Bloger technologiczny, piszący przede wszystkim o Apple. MacUser od stycznia 2007 roku. Swoje pierwsze kroki stawiał tutaj, na MyApple. Przez lata prowadził bloga mackozer.pl. Od marca 2013 roku pisze znowu na MyApple, którego jest redaktorem naczelnym.

Blog News Nowy wpis

O tej grze usłyszałem jeszcze na etapie jej tworzenia i choć deweloper podpytywał mnie czy mógłbym o niej wspomnieć na blogu, to po obejrzeniu tylko filmu trudno mi było wyrobić sobie zdanie, czy faktycznie ostateczny produkt będzie dobry. Jako że gra jest już dostępna w App Store to zachęcony zwiastunem sprzed kilku miesięcy postanowiłem sprawdzić co ostatecznie wyszło. Mowa o Bridgy Jones, grze logicznej w budowanie mostów dla iPhone'a i iPada. Jesteśmy pewnym kolejarzem z dzikiego zachodu, który musi pokonać trasy na których co rusz trzeba budować mosty. Zadanie proste jest tylko na początku. Mamy do dyspozycji ograniczoną liczbę torów i desek do budowy konstrukcji nośnej. Jedne i drugie łączymy w punktach węzłowych. W zależności od tego, gdzie mamy zbudować most, musimy zastosować różne rozwiązania, a to przęsło w formie kratownicy, innym razem podpory, a jeszcze innym nasza ciuchcia musi tak naprawdę zeskoczyć z jednego toru i spać na drugi. Czasem to co budujemy nie ma z mostem wiele wspólnego. Wszytko to oczywiście robimy na czas, dobrze, jeśli uda nam się zachować ładunek w wagonie, który za sobą ciągniemy, a czasem także zdobyć zawieszoną nad przepaścią kość dla naszego psa. Pewnie gier w budowanie mostów jest w App Store całkiem sporo. Bridge Jones łączy jednak ten sprawdzony i bardzo dobry pomysł na grę z ładną grafiką i fajną ścieżką dźwiękową w stylu country. Dobra robota! Gra Bridgy Jones dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store w cenie 0,89 €. Bridgy Jones w App Store

Aplikacje fotograficzne firmy MacPhun dla iPhone'a, iPada i Maka towarzyszą mi od czterech lat. Pamiętam do dzisiaj recenzję FX Photo Studio dla iPhone'a, jaką opublikowałem jeszcze na mackozer.pl. Od tego czasu śledzę działania tej firmy oraz jej szefa Aleksa Tsepko, z którym miałem okazję poznać się osobiście podczas targów Macworld / iWorld w styczniu 2012 roku. Niedawno FX Photo Studio dla iPhone'a zostało udostępnione za darmo, szybko uzyskując wynik 10 milionów pobrań. To dobra okazja by zadać Aleksowi kilka pytań. Alex Tsepko na targach Macworld/iWorld w 2012 roku.1. FX Photo Studio to weteran App Store wśród aplikacji do edycji i korekty fotografii. Pojawił się w tym sklepie cztery lata temu i wygląda na to, że wciąż cieszy się dużą popularnością. Ostatnio udostępniliście go za darmo, uzyskując 10 milionów pobrań w przeciągu 45 dni. To robi wrażenie, ale czy oznacza to, że zarobiliście już na nim tyle, że możecie teraz rozdawać go za darmo?Alex Tsepko: Tak, FX Photo Studio jest w App Store od 2009 roku i przez te wszystkie lata program utrzymał się w czołówce aplikacji fotograficznych. Udostępniliśmy go za darmo jako swego rodzaju eksperyment, by zobaczyć co się stanie, no i efekt był świetny. Chcieliśmy zrobić coś całkowicie nowego z tym - jak go nazwałeś - weteranem, a udostępnienie go za darmo pomogło nam przypomnieć o nim światu i zyskać miliony lojalnych użytkowników. 2. FX Photo Studio oferuje dodatkowe zestawy efektów za niedużą dodatkową opłatą poprzez wewnętrzne mikropłatności. Co po tych wszystkich latach sądzisz o zarabianiu na aplikacjach? Czy lepiej jest wydać płatny program, czy może udostępnić go za darmo w modelu freemium i zarabiać na dodatkowych funkcjach, dostępnych poprzez mikropłatności właśnie?Alex Tsepko: Próbowaliśmy wszystkiego w przypadku aplikacji dla iOS. Mamy więc Vintagio i ColorStokes, które są po prostu płatnymi aplikacjami bez dodatkowych mikropłatności. Ten model sprawdził się bardzo dobrze. Próbowaliśmy modelu freemium w innych naszych aplikacjach, np. Cartoonatic, który zawiera pewną ilość dodatkowych funkcji. W obecnej chwili FX Photo Studio także dostępne jest w modelu freemium, ale wszystkie jego funkcje dostępne są za darmo. To nie jest wersja lite tylko pełna aplikacja. Mikropłatności nie są w tym wypadku potrzebne by móc korzystać z programu. Myślę, że najważniejsze jest stworzenie jak najlepszej aplikacji z której użytkownik korzystać będzie z przyjemnością niezależnie od tego jaki model płatności wybierzemy. 3. Aplikacje wydane przez MacPhun znane są dobrze użytkownikom iPhone'ów, iPadów i komputerów Mac na całym świecie. Stworzenie świetnej aplikacji to jedno, ale odniesienie z nią sukcesu to druga strona medalu. Jaka jest Wasza recepta na sukces?Alex Tsepko: Nie polegamy na szczęściu, bardzo ciężko pracujemy nad marketingiem i promocją naszych aplikacji. 4. Ponad rok temu zorganizowałeś w Nowym Jorku wystawę iFotografii. Czy zamierzasz zrobić jeszcze coś podobnego w przyszłości?Alex Tsepko: Na pewno świetnie byłoby zrobić kiedyś coś podobnego.5. Nie mogę powstrzymać się od pytania o plany na przyszłość. Czy pracujecie nad jakimiś nowymi programami czy skupiacie się tylko na rozwoju tych już istniejących?Alex Tsepko: Pracujemy nad nowym aplikacjami fotograficznymi dla Mac, które wkrótce trafią do Mac App Store. Już niedługo dowiesz się więcej o jednej z nich. 6. Zainstalowałeś iOS 7? Podoba Ci się?Alex Tsepko: Nie, ale nasi deweloperzy testują go. Przeczytałem wiele relacji z Keynote i recenzji nowego iOS-a. Muszę powiedzieć, że to wszystko jest bardzo interesujące i intrygujące. O niektórych funkcjach marzyliśmy, innych wciąż jeszcze brakuje, są też takie, których chciałbym spróbować już teraz. Mam nadzieję, że będę miał wkrótce okazję sprawdzić go samemu. Dziękuję za rozmowę.Przypomnę tylko, że o FX Photo Studio dla iPhone'a pisałem już na blogu MyApple.

Uwielbiam Pinballe jeszcze od czasów salonów gier w tzw. Wozach Drzymały, które zajeżdżały czasem na okoliczny parking moim betonowym osiedlu. Później przyszedł czas na ich cyfrowe odpowiedniki, najpierw w 8-bitach na ZX Spectrum, a następnie na Amidze. Do tego typu gier wróciłem właściwie dopiero na iPadzie, jakieś dwa lata temu wraz z wydaniem gry Pinball Rocks HD Slayer, promującego wtedy nową płytę tego zespołu World Painted Blood. Jakiś czas później Sony wydało drugą grę z tej serii Pinball Rocks HD AC/DC. Tutaj można było grać przy muzyce z różnych płyt tego zespołu. Obydwie gry były dopracowane w drobnych szczegółach, choć Slayer był ogólnie lepszy - miał ciekawiej zaprojektowany stół, a i ścieżka dźwiękowa była lepsza, bo były to całe ślady z płyty, a w tle gadał jeszcze Tom Araya (basista i wokalista tego zespołu). Obydwie gry opisałem w szczegółach jeszcze na MacKozer.pl - zainteresowanych odsyłam do recenzji (Slayer, AC/DC). Przyznam, że liczyłem na kolejną grę z jakiś popularnym zespołem rockowym czy metalowym. Ostatecznie Sony zdecydowało się zarobić więcej i jeszcze raz, wypuszczając grę w modelu freemium o nazwie Pinball Rocks HD. W Pinball Rocks HD za darmo otrzymujemy jeden, podstawowy stół rockowy. Stylizowany na klub muzyczny. Przyznam, że jest niezły, nie wieje nudą. Z każdą nową bilą w tle leci kawałek innego wykonawcy, a są to Richie Kotzen, The Sword, Filter, Red, Hatebreed czy All The Remains (znam tylko kilku z nich). Za każdy kolejny stół musimy zapłacić 2,69 €. Wśród nich znalazły się oczywiście wspomniane już przeze mnie stoły Slayer i AC/DC i z tego co zdążyłem się zorientować, są to identyczne stoły, z tą samą muzyką co we wspomnianych przeze mnie aplikacjach. Wśród nowości wymienić wypada stół Alice In Chains promujący album The Devil Put Dinosaurs Here. Przyznam jednak, że Alice in Chains nigdy mi się specjalnie nie podobało (wolałem Pearl Jam, Soundgarden, Temple Of The Dog czy Mad Season). Jest też stół zespołu Bullet For My Valentine, który znam właściwie tylko z nazwy. Każdy ze stołów zawiera oczywiście różne bonusy i tak na przykład na stole Slayera wygrywamy kawałki na gitarze Kerry'ego Kinga. Pinball Rocks HD to na pewno dobra propozycja dla wszystkich fanów pinballi i rocka czy metalu. Jeśli macie już którąś z tych gier (AC/DC czy Slayer) to warto pobrać nową choćby dla darmowego stołu. Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z Pinball Rocks HD to możecie zebrać stoły w jednej aplikacji. Pinball Rocks HD dla iPhone'a i iPada dostępne jest w App Store za darmo. Pinball Rocks HD w App Store

Mój iPad, stoi na biurku zwykle obok MacBook'a i iMaka. Kiedy nie robię na nim nic konkretnego zwykle stoi wygaszony, a przecież mógłby serwować sporo dodatkowych informacji, które mogą być przydatne w mojej pracy. Dzięki aplikacji Morning mogę teraz korzystać z niego jak ze swego rodzaju centrum dowodzenia moim małym światem. Morning to rodzaj tablicy rozdzielczej z różnymi informacjami wyświetlanymi w mniejszych lub większych boksach. Górny rząd mieści dwa szersze, a dolny cztery boksy. Możemy je dowolnie przestawiać względem siebie. Wystarczy przytrzymać palec na wybranym z nich. Program może wyświetlać godzinę i datę, informacje o aktualnym stanie oraz prognozę pogody, wiadomości z poszczególnych stron internetowych, podgląd zadań do zrobienia z systemowej aplikacji Przypomnienia, spotkania z kalendarza, kursy akcji, licznik odliczania, a także szacunkowy czas dojazdu do pracy itp. To, co ma być wyświetlane w danym boksie możemy wybrać z menu kontekstowego. Dodatkowo w przypadku obliczania czasu przejazdu program wytycza najkrótszą trasę (choć nie wiem czy najbardziej optymalną w każdym przypadku). Wspomnę jeszcze na koniec, że do dyspozycji mamy kilka różnych wariantów kolorystycznych do wyboru. Morning dla iPada dostępny jest w App Store w cenie 2,69 €. Morning w App Store

Moje spotkanie z chemią przypadło na okres totalnego kryzysu lat 80-tych w wielkiej betonowej szkole molochu na kilka tysięcy dzieci, w którym większość nauczycieli traktowało swoją pracę jako niesprawiedliwie nałożoną na nich karę. Skutkowało to tym, że byli nudni, na ich lekcjach się po prostu spało, albo patrzyło tęsknie przez okno na boisko. Miałem wrażenie, że wielu z nich chronicznie wręcz nienawidziło dzieci. Pamiętam jak dziś moją panią nauczycielkę od muzyki (żeby wiedziała co ze mnie wyrosło :) ), która ganiała mnie w 1986 roku z nożyczkami i grzebieniem, bym się jakoś normalnie uczesał (żebym na tej głowie miał coś szczególnego, a miałem po prostu dłuższego, postawionego jeża). Nie inaczej było właśnie z lekcjami chemii. Na pierwszą szedłem jeszcze podekscytowany, że w jej ramach będą jakieś ciekawe eksperymenty. Szybko jednak dziecięca ciekawość do tego przedmiotu została we mnie zarżnięta przez skostniałą, bladą i ubierającą się na czarno niczym gotka na Castle Party w Bolkowie nauczycielkę. Od tego czasu z chemii pamiętam tyle by nie pić słabszego alkoholu po mocniejszym. Oczywiście trochę tę historię przekoloryzowałem, ale z pewnością ci z Was, którzy uczyli się w latach 80-tych na ogromnych betonowych wsiach (na które cichym krokiem nadciągała szarówka...), wiedzą o czym mówię. Z tym większą ciekawością zainstalowałem aplikację poznańskiego studia GoldenSubmarine pod tytułem Poczuj Chemię. Poczuj Chemię to gra edukacyjna dla młodszych użytkowników. Uczestniczą oni w wirtualnej wyprawie na marsa, podczas której przeprowadzają masę różnego rodzaju eksperymentów. Musimy np. skompletować tablicę okresową pierwiastków, czy dopasować etykiety do odpowiednich substancji chemicznych. Czasem musimy je zidentyfikować poprzez różnego rodzaju eksperymenty. Gry i zabawy z chemią wciągają, choć jako dorosły facet, któremu w dzieciństwie chemię skutecznie obrzydzono czuję pewien niedosyt. Jest to bowiem aplikacja, która ma najwyraźniej służyć jako dodatek, pomoc naukowa. Trudno mi było odgadnąć jak powinien zachowywać się jakiś związek po wrzuceniu go np. do kwasu siarkowego czy solnego. Pewne eksperymenty dzieci muszą najpierw zobaczyć na żywo, a więc dalej wiele zależy od dobrego nauczyciela. Poczuj Chemię to dobry i potrzebny program, który na pewno pomoże uczniom przekonać się do tego przedmiotu i być może lepiej go zrozumieć. Przyczepię się i to GŁOŚNO (słyszycie to GoldenSubmarine? :) ) do kilku niedoróbek. Program wymaga moim zdaniem poprawek w działaniu interfejsu. Szlag mnie trafiał po kolejnej próbie umieszczenia kolby czy probówki w stojaku, która znikała, jeśli przesunęło się ją niezbyt precyzyjnie. Podobny problem miałem z etykietami z nazwami związków chemicznych. Nie mogłem ich umieścić pod probówkami. Dopiero długotrwałe mazanie palcem po ekranie w okolicy przeznaczonego do tego miejsca dało pozytywny rezultat. Takie niedoróbki bardzo zniechęcają, a szkoda by uczniowie, po takich doświadczeniach po prostu go skasowali. Program Poczuj Chemię dla iPada dostępny jest w App Store za darmo. Poczuj Chemię w App Store

O tym programie, w dwóch osobnych wersjach dla iPhone'a i iPada swego czasu rozpisywałem się szeroko na MacKozer.pl. Warto przypomnieć go użytkownikom MyApple.pl, gdyż zarówno wersja dla iPhone'a jak i iPada dostępne są przez ograniczony czas za darmo. Vjay to jak sama nazwa wskazuje program dla vjeyów (czyli video discjockeyów), a więc osób miksujących na żywo filmy i muzykę. Vjay to aplikacja, która ma im w tym pomóc. Program pozwala na miksowanie w locie dwóch różnych filmów z biblioteki iPada bądź iPhone'a, można także rejestrować filmy wbudowaną kamerą i miksować je na zywo. Do każdego z dwóch kanałów możemy wgrać film audio-wideo, wideo lub zdjęcia i podłożyć do tego odpowiedni podkład muzyczny z biblioteki urządzenia. Jesli brakuje nam odpowiedniego podkładów muzycznego możemy dokupić utwory w iTunes Music Store. Do dyspozycji mamy także różnego rodzaju efekty, filtry, możemy zapętlać fragmenty, puszczać je od tyłu czy spowalniać. Do miksowania służy centralnie położony suwak. Miksy możemy nagrywać, są one także wysyłane przez przejściówkę HDMI lub poprzez AirPLay do Apple TV. Aplikacje wspierają także urządzenia Midi ale o tym znajdziecie więcej na stronie ich producenta, czyli firmy algoriddim. Obydwie wersje różnią się przede wszystkim interfejsem i trochę wygodą użytkowania. Jedno i drugie wynika z wielkości ekranów iPada i iPhone'a. vjay dla iPada w App Store vjay dla iPhone'a w App Store

iPhone wyposażony jest w aplikację zegara z budzikiem, można więc zadać sobie pytanie po co kolejne aplikacje, które właściwie robią to samo. Odpowiedź nie jest jednoznaczna - to bowiem kwestia gustu - kryterium wyboru może być wygląd programu i jego dodatkowe funkcje. Aplikacją, na którą na pewno warto zwrócić uwagę jest Wake Na Shake dla iPhone'a właśnie. Program wygląda bardzo stylowo. Pasuje mi zarówno kolorystyka utrzymana w ciemnoczerwonej tonacji oraz wielkość liter i cyfr. Program wydaje się pasować świetnie do interfejsu w iOS7. Wake N Shake umożliwia ustawienie budzika przed snem lub przed krótką drzemką. W chwili włączenia się alarmu nie można go po prostu wyłączyć. Należy trząść iPhonem do momentu aż nabijemy 100 procent. Wtedy budzik się wyłączy. Jedyną wadą aplikacji jest to, że nie można jej zamknąć i uśpić iPhone'a. Ma to być wynik ograniczeń narzuconych przez samo Apple. Program oferuje za to świetną animację przy ustawionym budziku. W tle przesuwa się nocne niebo z gwiazdami, mgławicami. Jest na co popatrzeć przed zaśnięciem. Możemy wybrać dźwięk budzika spośród kilkunastu dostarczonych z programem nagrań, lub wybrać utwór muzyczny z biblioteki w iPhone. Program ma także wbudowaną funkcję latarki. Wystarczy potrząsnąć iPhonem by ją aktywować (na wypadek gdybyśmy zbudzili się w nocy i potrzebowali sobie czymś poświecić szukając np. kapci). Przyczepię się jeszcze tylko do tego, że pewne dodatkowe funkcje, jak na przykład ustawienie powtarzalnego alarmu, są płatne. Sam program jak na budzik nie należy do tanich. Zapłacicie za niego 1,79 €. Wake N Shake w App Store

Cult Of Mac podrzucił wczoraj ciekawą stronę w sieci, którą chcę się z Wami podzielić. Mowa o iOSFonts.com, prostym serwisie internetowym, który gromadzi w jednym miejscu wszystkie kroje pisma dostępne w iOS. Strona posiada wyszukiwarkę, możemy także wpisać tekst, by podejrzeć jak będzie wyglądał przy zastosowaniu interesującego nas kroju. Dodatkowo otrzymamy informację od której wersji iOS jest on dostępny, możemy także zawęzić poszukiwania do krojów dostępnych, np. w iOS 4 (było ich zdecydowanie mniej niż w iOS 6). Może się komuś z Was przyda przy tworzeniu jakiejś aplikacji. Wybór dobrego kroju to rzecz dość ważna. Wspomnę tylko, że strona wygląda dobrze na iPadzie, a i na iPhone można z niej korzystać. iOSFonts.com Źrodło: Cult of Mac

iMessage to bardzo wygodny sposób komunikacji i do tego właściwie darmowy, bo korzysta z internetu za który tak czy siak większość z nas płaci stałą sumę. Z biegiem dni, tygodni, miesięcy, a nawet już lat liczba wiadomości urosła na tyle, że czasami mam trudności by odnaleźć jakąś wiadomość, co prawda nie szukam ich zbyt często. Są jednak ludzie którym częste wyszukiwanie wiadomości iMessage spędza sen z powiek. To dla nich Flexibits wypuściło aplikacje dla Mac o nazwie Chatology. Dzięki niej odnajdziemy to czego szukamy, nie ważne czy jest to tekst, zdjęcie czy link odebrany tym kanałem. Chatology ma bardzo prosty interfejs złożony z kilku kolumn. Właściwe okno programu nie licząc paska narzędziowego, podzielone jest na dwie główne sekcje: nawigacji i podglądu wiadomości. W pierwszej z nich znajdziemy pasek wyboru zakresu czasu wyszukiwania (do wyboru mamy wszystkie wiadomości, odebrane i wysłane w bieżącym dniu, w ostatnich 7, 30 dniach i w przeciągu ostatniego roku). Poniżej znajdziemy kolumnę odbiorców/nadawców oraz listę wiadomości dla konkretnego z nich. W prawej sekcji podglądu wiadomości znajdziemy jeszcze pasek z nazwą użytkownika oraz wyboru rodzaju treści (konwersacja, obrazki i linki). Dostępna jest także wyszukiwarka, pozwalająca nam szybko odnaleźć interesującą nas wiadomość. Program pozwala także na otworzenie źródłowego folderu z plikami wiadomości i konwersacji. Wiadomość możemy także zapisać jako plik tekstowy, lub po prostu skasować. Program kosztuje 72,45 zł. To dość sporo. Z drugiej jednak strony to narzędzie o dość wąskiej specjalizacji. Nie każdemu musi być potrzebne. Podejrzewam, że osoby, które toną w natłoku ważnych wiadomości z iMessage mogą się nim zainteresować. Dostępna jest na szczęscie wersja testowa, działająca przez 14 dni. Chatology pobierzecie TUTAJ.

Od kilku dni dostępna jest w polsce kolejna usługa strumieniowania muzyki z możliwością zapisywania utworów w pamięci urządzenia mobilnego. Mowa o Rdio. Serwis pojawił się na polskim rynku, na którym od dłuższego czasu dostępne są m.in. Deezer, Spotify czy Wimp. Rdio w przeciwieństwie do np. Spotify i Deezera nie oferuje w ogóle darmowego dostępu do muzyki, np. z reklamami wyświetlanymi czy nadawanymi pomiędzy utworami. Wyjątkiem jest tu 15-dniowy okres próbny oferty premium, w którym możemy korzystać z serwisu i słuchać muzyki poprzez przeglądarkę webową, aplikację dla Mac (lub Windows) oraz aplikacji mobilnych w tym uniwersalnego programu dla iOS. Rdio oferuje dwa plany taryfowe: - 9,99 zł / miesiąc za odtwarzanie z komputera (z aplikacji dla OS X lub Windows lub przeglądarki) - 19.99 zł / miesiąc za korzystanie z Rdio także za pośrednictwem aplikacji dla iOS lub Androida z możliwością zapisywania utworów do pamięci urządzenia i odtwarzania ich bez dostępu do sieci. Niestety w przeciwieństwie do Spotify, wersja premium nie daje możliwości zapisywania muzyki na komputerze, przynajmniej nie można tego zrobić w aplikacji dla OS X. W domu słucham muzyki przede wszystkim z komputera i np. w Spotify zdarza mi się zapisywać utwory czy całe płyty na dysku. Nie jest to może jakaś ogromna wada ale nie ukrywam, że brakuje mi takiej funkcji. Sama aplikacja dla Mac jest ładna i przejrzysta, choć kojarzy mi się bardziej z Androidem czy Windows 8 niż z OS X. Spotify dla Mac wygląda przy niej archaicznie, jest zdecydowanie mniej wygodne w obsłudze. W Rdio mogę nie tylko tworzyć listy odtwarzania ale mam wygodny dostęp do kolekcji muzyki, prezentowanej albo w postaci okładek płyt, albo listy utworów. Aplikacja dla iOS wizualnie na pewno bardziej pasuje do iOS 7. Zarówno na iPadzie jak i iPhone program jest równie przejrzysty, jak na OS X. Podobnie jak w innych tego typu usługach także w Rdio znajdziemy stacje radiowe z muzyką w jednym gatunku, bazującą na wybranym wykonawcy. Rdio chwali się ponad 20 milionami utworów. Oferta właściwie jest podobna do innych tego typu usług. Zawsze znajdziemy jednak coś, co dostępne jest w jednym z tych serwisów, a niedostępne w innych. Wydaje mi się, że każdy z nich z biegiem tygodni czy miesięcy będzie oferował to samo (i tak wczoraj w Spotify pojawiła się cała dyskografia Pink Floyd). I tak choć w Rdio znajdziemy płyty Rammsteina, to wiekszość utworów jest w naszym kraju nie dostępnych (rozumiem, że niedostępność pewnych utworów wynika z zawiłych praw autorskich). Rdio to propozycja dobra, może z powodzeniem zawalczyć z Deezerem, Spotify i Wimpem. Na duży plus odnotowuję dostępną aplikację dla iOS. Minusem jest wspomniany już przeze mnie brak zapisywania utworów na dysku komputera, by móc odtwarzać je offline - a więc takiej funkcjonalności, jaką daje aplikacja dla iOS. Rdio możecie wypróbować pod adresem rdio.com

Niemal codziennie chłonę masę tekstu wyświetlanego na ekranie jednego z moich Maków. Zwykle są to różnego rodzaju artykuły, newsy, felietony czy recenzje, które czytam bezpośrednio w czytniku RSS ale także w przeglądarce webowej (Safari). W tym drugim przypadku korzystam dość często z funkcji Reader. Często jednak są to teksty długie i nie koniecznie związane z tematyką Apple. Nie ukrywam, że przydałoby się czasem narzędzie, które podzieli ten tekst na kawałki i poda w zgrabnej formie, przez co zdecydowanie łatwiej będzie można je przyswoić. Narzędziem, które na to pozwala i które warto wypróbować jest darmowy Slicereader dla Mac. Wystarczy dodać lub skopiować i wkleić bezpośrednio do programu wybrany tekst, a zostanie on pocięty na plasterki (bynajmniej nie przez Zbójcerzy z Kajka i Kokosza) - fragmenty tekstu, które będą wyświetlane na ekranie. Nawigacja jest bardzo prosta wystarczy tylko naciskać spację, aby przejść do kolejnego akapitu. Można też użyć gestu przesunięcia dwóch palców w prawo po gładziku. Przejście do poprzedniego akapitu odbywa się w podobny sposób, poprzez kombinację klawiszy shift i spacja lub podobnego gestu, wykonywanego w przeciwną stronę. Slicereader działa także w trybie pełnoekranowym, nie rozciąga się jednak na jego całą szerokość, co nie byłoby wygodne. Dodatkowo w prawym dolnym rogu wyświetlana jest ikona informująca o tym jaki procent tekstu już przeczytaliśmy. Slicereader to na pewno nie program, który przypadnie wszystkim do gustu. Z pewnością jednak znajdą się osoby, którym może przydać się przy przyswajaniu dłuższych tekstów, niekoniecznie tych z niniejszego bloga. Jeszcze jedna uwaga. Program nie jest podpisany przez dewelopera (a więc nie posiada odpowiedniego certyfikatu Apple), w związku z czym jego otwarcie będzie zablokowane przez funkcję GateKeeper w OS X Moutain Lion. Aby otworzyć go pierwszy raz należy kliknąć na nim prawym klawiszem myszy, wybrać otwórz i powtórzyć wybór w okienku ostrzeżenia. Wspomnieć jeszcze wypada o autorze tego programu. Jest nim Mutahhir Ali Hayat, jeden z deweloperów z Hog Bay Software, firmy znanej choćby z takich programów jak FoldingText, WriteRoom czy Task Paper. Slicereader dostępny jest za darmo TUTAJ.