Krystian Kozerawski mackozer

Bloger technologiczny, piszący przede wszystkim o Apple. MacUser od stycznia 2007 roku. Swoje pierwsze kroki stawiał tutaj, na MyApple. Przez lata prowadził bloga mackozer.pl. Od marca 2013 roku pisze znowu na MyApple, którego jest redaktorem naczelnym.

Blog News Nowy wpis

Są pewne stare i sprawdzone pomysły na gry, które - jeśli tylko deweloperzy i graficy nie zawalą swojej roboty - gwarantują pomyślność przedsięwzięcia. Tak właśnie jest z kosmicznymi strzelankami, w których nie martwimy się specjalnie o to gdzie lecimy - ale o to by ustrzelić jak najwięcej wrogich statków i przy tym by przeżyć do końca każdego etapu. W przypadku polskiej gry Star Horizon, wydanej przez studio Tabasco Interactive o fuszerce nie ma raczej mowy. W Star Horizon wcielamy się w postać Johna, który jest pilotem kosmicznego statku bojowego należącego do Federacji. Niestety już w drugiej misji jego statek matka zostaje zniszczony przez siły rebelii (i nie chodzi o tę dobrze znaną rebelię). John przemierza więc kosmos w swoim statku w towarzystwie swojego komputera pokładowego, wyposażonego w funkcję sztucznej inteligencji przyjmującej kobiecy głos i osobowość niejakiej Ellie (skojarzenie z Siri nasuwa się samo). Historia, w jakiej uczestniczy gracz ma co prawda drugorzędne znaczenie - wszak Star Horizon jest strzelanką - rozwija się jednak w sposób dość ciekawy, zwłaszcza, że autorzy gry spróbowali choć trochę urozmaicić liniowy charakter, dając nam niekiedy możliwość wyboru. Możemy więc wybrać czy wypełniamy rozkazy, czy ratujemy naszych przyjaciół. Innym razem John wybierze za nas (i wybierze źle), co ma niejako wpływ w rozwój całej historii. Tyle o fabule. Czas na samo mięso. Star Horizon to kosmiczna strzelanka trochę w starym stylu, w którym to statek posuwa się po ściśle określonym torze, a gracz może co najwyżej sterować nim tylko w określonej przestrzeni. Kiedyś, w erze komputerów 8 i 16 bitowych po prostu leciało się prosto. Teraz przypomina to trochę podróż kolejką górską, w której możemy wychylać się na boki, w górę lub w dół. W tym wypadku oczywiście nie widzimy toru, po którym porusza się nasz statek. Jego lot jest jednak z góry określony. Naszym zadaniem jest po prostu nakierowanie go na cele, które pojawią się na naszej drodze no i stosowanie uników, bez których pewnych etapów lotu nie da się pokonać. Wybór określonego toru lotu ma z pewnością wpływ na jakość grafiki i płynność rozrywki, a ta jest bez zarzutu - deweloperzy nie musieli wszak kreować całego świata, a jedynie te elementy, które znajdą się w zasięgu wirtualnej kamery (czy też wzroku użytkownika). Wszystko wygląda bardzo ładnie. zwłaszcza statki, które mijamy. Statek kosmiczny, którym porusza się John uzbrojony jest w działko laserowe, oraz rakiety i samonaprowadzające się torpedy (a może odwrotnie i to rakiety się same naprowadzają?). W przypadku dwóch ostatnich rodzajów broni, ponowne ich załadowanie wymaga trochę czasu. Wrogów więc trzeba razić niemalże non stop dawkami energii z laserowego działa. Ukończenie każdej z misji nagradzane jest odpowiednią sumą wirtualnej waluty, za którą możemy dokupić lepsze uzbrojenie czy pancerz naszego statku. Przyznam, że nie jestem specjalnym fanem tego typu gier. Stąd do Star Horizon podszedłem z dużym dystansem. Gra jednak przytrzymała mnie na kilka dni, co jest nie lada sukcesem. Zwykle bowiem gry dość szybko wylatują z mojego iPada czy iPhone'a. Myślę, że to całkiem dobra rekomendacja. Fani gatunku na pewno będą zadowoleni. Star Horizon dla iPhone'a i iPada dostępne jest w App Store w cenie 3,59 €. Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Przyznam, że od dawna czekam na nowe Apple TV. Tymczasem doczekałem się urządzenia konkurencyjnego i przynajmniej na papierze bardzo interesującego. Mowa oczywiście o Fire TV od Amazonu.

Aplikacja Spotify dla iPhone'a (choć to w sumie wersja uniwersalna) doczekała się wczoraj aktualizacji, przynoszącej nowy wygląd tego programu. Interfejs Spotify jest teraz utrzymany w jeszcze bardziej ciemnych barwach, co mi osobiście bardzo się podoba. Zmienił się wygląd nie tylko list odtwarzania, ale podgląd ich zawartości (ja zwykle jako listy odtwarzania dodaję całe albumy poszczególnych wykonawców) no i oczywiście widok odtwarzania (z bardzo rozmytą okładką w tle). Wyraźnej zmianie uległ widok przeglądania proponowanych list odtwarzania, doszły m.in. listy które mają odpowiadać różnym nastrojom użytkownika. Obawiam się jednak, że moje preferencje muzyczne są poza średnią. Spotify zaktualizowało także wygląd swojej aplikacji dla Mac (choć u mnie jeszcze tych zmian nie widać). Zmiany w obydwu wersjach zostały przedstawione na poniższym filmie. Czekam jeszcze na aktualizację Spotify dla iPada (choć w sumie najrzadziej korzystam z tej aplikacji właśnie na iPadzie). Spotify dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo. Pobierz z App Store Przypominam, że aby cieszyć się w pełni możliwościami Spotify należy wykupić abonament na wersję premium. Kosztuje to 19,99 zł na miesiąc.Obserwuj @mackozer

W iTunes Store dostępny jest już najnowszy odcinek mojego podcastu "Diabelskie Ustrojstwa" nagrany na lotnisku w San Francisco, z gościnnym udziałem Tomasza Wyki (@Tomasz) i podcasterów z oficjalnego podcastu MyApple - MacGadka, a więc Przemka Marczynskiego (@pemmax)i Michała Masłowskiego (@mmmaslov). Dzielimy się w nim naszymi wrażeniami z Macworld, rozmawiamy o stosunku Apple do społeczności użytkowników produktów tej firmy (staramy się odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Apple jeszcze potrzebuje tej społeczności), a także o akcesoriach i aplikacjach, których twórcy próbują rozwiązywać problemy, których tak naprawdę nie ma. W podcaście "Diabelskie Ustrojstwa" nie mogło zabraknąć też muzyki. W tym odcinku przypominam pierwszy utwór mojego zespołu SonusVena, pod tytułem Luana. Podcast "Diabelskie Ustrojstwa" w iTunes Store.Obserwuj @mackozer

Jedną z funkcji Findera w OS X, z której często korzystam jest podgląd obrazków. To zdecydowanie najwygodniejsza i najszybsza przeglądarka do plików graficznych, jakiej używałem. Domyślnie wyświetla ona jednak obrazek pomniejszony, tak by zmieścił się cały w oknie programu i na ekranie. Przez lata korzystania z szybkiego podglądu miałem zawsze problem z powiększaniem obrazków, tak by zobaczyć je w oryginalnej rozdzielczości. Okazuje się, że rozwiązanie było banalnie proste i znajdowało się pod moim kciukiem, a przeczytałem o nim dzisiaj w serwisie iMore. Aby powiększyć obrazek do oryginalnej rozdzielczości w szybkim podglądzie w OS X wystarczy wcisnąć klawisz ALT. Obrazek zostanie powiększony do oryginalnego rozmiaru, bez zwiększania jednak okna samego podglądu. Teraz wystarczy tyko przeciągać go w dowolnym kierunku z wciśniętym lewym klawiszem myszy (lub przyciśniętym gładzikiem w MacBooku), tak by zobaczyć wybrany jego fragment. Rozwiązanie proste i od lat dostępne. Podejrzewam, że większość z Was znała je od dawna, co? Podejrzane na iMoreObserwuj @mackozer

Podczas spotkania czytelników i redakcji serwisu TUAW wygrałem specjalne etui (plecki) do iPhone'a 5S wyposażone w zapalniczkę. Przyznam, że konstrukcja jest sama w sobie ciekawa. Jest to elektryczna zapalniczka żarowa - przypominająca samochodową - zasilana z wbudowanej w etui baterii, ładowanej przez gniazdo mikro USB. Kiedy wziąłem to dziwo do ręki zadałem sobie pytanie: czy będę tego używał? Wielu palaczy zazdrości mi tego, że nie jestem uzależniony od nikotyny i potrafię np. raz w miesiącu wypalić jedynie kilka papierosów, na jakiejś imprezie (podczas naszego wyjazdu na Macworld były to w sumie trzy papierosy). Nie jestem więc regularnym palaczem. Odpowiedź na pytanie jakie sobie zadałem brzmi: nie. Zadałem sobie jednak pytanie, czy używałbym tego, gdybym był regularnym palaczem, nałogowcem? Papierosa można odpalić na różne sposoby, zapałki czy najprostsza zapalniczka (taka za 1 zł) ważą niewiele i zawsze zmieszczą się w kieszeni czy torbie (musi się tam zmieścić także paczka papierosów, czyż nie?). Będąc nałogowym palaczem wolałbym nosić przy sobie zapalniczkę (nie wspominam już o osobach, które lubią odpalać papierosa ze stylem - za pomocą np. Zippo), a na iPhone'a założyć jakieś etui z baterią, która przedłuży jego czas działania. Analizując różne sytuacje zdałem sobie sprawę, że odpalanie papierosów za pomocą iPhone'a wyposażonego w żarową zapalniczkę byłoby niepraktyczne. Produkt ten jest więc jednym z wielu przykładów pewnej tendencji panującej wśród producentów zarówno akcesoriów, jak i aplikacji - rozwiązywania problemów, których tak naprawdę nie ma. Zostańmy przez chwilę przy akcesoriach, które miałem okazję obejrzeć podczas ostatnich imprez targowych, które odwiedziłem. Pamiętam pewnego producenta specjalnych gąbczastych i kolorowych kul nakładanych na narożniki iPada, które świetnie zabezpieczały to urządzenie przed upadkiem, tyle, że były na tyle duże, że zarówno korzystanie z iPada było niezbyt wygodne, po drugie całość wyglądała równie śmiesznie co okropnie. Kolejnym produktem są różnego rodzaju uchwyty, tzw. gripy dla iPhone'a, pozwalające na wygodne wykonywanie zdjęć. Opisywaliśmy tego typu wynalazek w relacji z CeBit, który pozwalał na wykonywanie zdjęć "selfie". Na Macworld z kolei prezentowano podobne urządzenie, pozwalające na wygodne fotografowanie, które trzyma się w dłoni jak pistolet. Sęk w tym, że iPhonem robi się przede wszystkim zdjęcia trzymając go w dłoni, a "selfie" najlepiej wychodzą "z rąsi". Kto o zdrowych zmysłach, jaki użytkownik iPhone'a będzie tachał ze sobą tego typu akcesorium? To już lepiej nosić w torbie prawdziwy aparat, choćby kompaktowy, a jak ktoś bawi się w "ifotografię" na serio to lepszym rozwiązaniem będzie mały statyw i Glif. Jeszcze bardziej absurdalne akcesoria można było zobaczyć w latach poprzednich. Największym z nich moim zdaniem był specjalny termometr dla iPhone'a czy iPada do sprawdzania temperatury pieczonego w piekarniku mięsa. Są specjalne deski do krojenia produktów spożywczych z wycięciem na iPada właśnie. Zastanawiam się jak wiele osób na prawdę potrzebuje iPhone'a czy iPada do sprawdzania temperatury. Przepisy na iPadzie? Rozumiem, ale nie wiem czy mimo wszystko nie wygodniej jest skorzystać z książki kucharskiej. Generalnie przez tysiąclecia ludzkość świetnie radziła sobie w tym temacie bez iPhone'a i iPada, a bogactwo potraw nie zostało nam dane w formie cyfrowej książki kucharskiej dla iOS. Zdecydowanie najbardziej absurdalnym produktem, z jakim się zetknąłem była specjalna kostka przeznaczona do monitorowania i zabawiania za pośrednictwem iPhone'a czy iPada psa czy kota, zostawionego samego w domu. Rozrywkę kotu zapewniać ma laserowy wskaźnik - producent zapewnia, że wiązka lasera jest bezpieczna dla oczu naszych milusińskich (trudno mi w to uwierzyć). Zostawiając naszego kota czy psa samego w domu, możemy za pomocą tego urządzenia podejrzeć, co robi on w domu i potraktować go wspomnianym laserem, jeśli tylko nasz pies czy kot będzie chciał biegać za czerwonym punktem poruszającym się po ścianie czy podłodze. Wspomniana kostka nie jest mobilna, a kamera obejmuje tylko niewielki obszar mieszkania. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem - jeśli już potrzebujemy czegoś takiego - będzie jakiś prosty monitoring. Po drugie, zdalne zabawianie umierającego z nudów zwierzęcia wymaga sporo czasu. Zwykle wychodzimy z domu po to by robić coś innego - np. idziemy pracować czy się bawić ze znajomymi. Nie wyobrażam sobie byśmy w tym czasie próbowali zabawiać naszego czworonoga. Przy wyjściach na dłuższy czas i tak wypadało by zapewnić mu jakąś opiekę. Podobnie jest z aplikacjami. W App Store znaleźć można masę programów, które próbują rozwiązywać problemy użytkowników, które tak naprawdę nie istnieją. Weźmy choćby różne dziwne aplikacje społecznościowe. Najbardziej absurdalną z nich jest dla mnie specjalna aplikacja dla par. Czy naprawdę potrzebujemy specjalnego programu by urozmaicić wspólne życie? W tym temacie (i nie chodzi mi tylko o sprawy intymne) ludzie od wieków obywali się bez takich wynalazków. Aplikacje społecznościowe rozwiązujące problemy już rozwiązane albo takie, które nie istnieją, to temat na osobny, równie długi wpis. Wspomnę tylko o aplikacji, pozwalającej na umawianie spotkań biznesowych (to nic, że mamy kalendarz i osoby, z którymi prowadzimy biznesy są już na LinkedIn i raczej nie przejdą do kolejnej sieci biznesowej stworzonej wokół aplikacji dla iPhone'a) czy podglądanie tego, czego słuchają nasi znajomi (już widzę taką potrzebę w piramidzie potrzeb stworzonej przez Maslowa). Aplikacje, które rozwiązują nieistniejące problemy, albo specjalnie je tworzą by mieć w ogóle co rozwiązać, to temat rzeka. Jest jeszcze jeden problem, który zauważam od lat. Jesteśmy nim my sami. Od lat widzę, że często kupujemy aplikacje, które choć faktycznie są majstersztykiem designu i funkcjonalności tak naprawdę nigdy nie były i nigdy nie będą nam potrzebne. Najlepszym przykładem tego jest dla mnie naprawdę świetna aplikacja Day One. To program dostępny w wersji dla OS X i iOS pozwalający na prowadzenie rozbudowanych multimedialnych dzienników czy pamiętników. Znam masę osób, które kupiły go i które początkowo się nim naprawdę ekscytowały. Problem w tym, że mało kto ma potrzebę prowadzenia pamiętnika. Nawet jeśli takowa się pojawiała to zwykle po kupnie tego świetnego programu. Świeżo upieczonym jego użytkownikom zapału starczało naprawdę na niezbyt długo. Widzę też, że przy każdej jego aktualizacja (ostatnia wprowadziła ciekawą funkcję udostępniania w sieci poszczególnych wpisów, tworząc z niego coś na kształt aplikacji blogowej) aktywują się oni na nowo - słomiany ogień pali się jednak tak intensywnie jak i krótko. Aplikacje i akcesoria stają się powoli świecidełkami, kolorowymi szkiełkami za które pierwsi kolonizatorzy kupowali od mieszkańców Ameryk złoto. Kupujemy je, bo chcemy je mieć. Bo są ładne i funkcjonalne. Zdecydowanie łatwiej przychodzi to wielu z nas w przypadku aplikacji. Są one po prostu tanie, a czasem dostępne w ogóle za darmo. Zarówno akcesoria jak i programy, które nie są nam tak naprawdę potrzebne, ostatecznie jednak nie koniecznie rozwiążą nasze problemy, ale stworzą nowe. Obserwuj @mackozer

Cieszy mnie bardzo to, że Twitter nie zatrzymał się w rozwijaniu swojej flagowej aplikacji dla iOS, choć większość nowości wprowadzanych cyklicznie dostępna jest tylko dla iPhone'a. Najnowsza aktualizacja tego programu przynosi możliwość wysyłania i podglądu do czterech zdjęć w tweetnięciu. Wystarczy tylko wybrać zdjęcia z galerii w iPhone. Zostaną one dodane do pojedynczego tweeta. Niestety, na obecną chwilę widoczne one będą tylko w oryginalnej aplikacji Twitter dla iPhone'a. Użytkownicy Tweetbota (to jest moja podstawowa aplikacja) zobaczą tylko jedno zdjęcie. Cztery zdjęcia można będzie podejrzeć także webowej wersji Twittera. Przyznam, że wygląda to bardzo fajnie. No i ogranicza liczbę wysłanych tweetów. Mam nadzieję, że Twitter udostępni odpowiednie API i tego typu funkcjonalność pojawi się też w innych programach. Niestety, moja nadzieja może być płonna. Kilka tygodni temu Twitter wprowadził równie przydatną funkcję dodawania obrazków do wiadomości prywatnych i nie udostępnił API niezależnym deweloperom. Wydaje mi się, że Twitter będzie w ten sposób pozycjonował swoje oficjalne programy. Będą one oferować więcej przydatnych funkcji niż konkurencyjne, często płatne aplikacje, z drugiej strony wyświetlać będą reklamy. Ja na razie zostaję przy Tweetbocie, oficjalna aplikacja pozostaje na drugim miejscu. Twitter dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo. Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Wspominałem ostatnio o aktualizacji Tweetbota 3 dla iPhone'a, która przyniosła m.in. podgląd obrazków w linii czasu. Po aktualizacji tamtego programu przyszła kolej na wersję dla Mac. Tweetbot dla OS X także zyskał właśnie podobną funkcjonalność. Aktualizacja przynosi także poprawki kilku drobnych błędów oraz wsparcie dla gestów przesunięcia w prawo lub lewo trzema palcami po gładziku. Widok dużych miniatur (wszak są to jeszcze miniatury) w linii czasu wydaje mi się nie być jeszcze do końca dopracowany. Na zdjęciach widać wyraźnie efekt powiększenia co moim zdaniem psuje dobre wrażenie. Tweetbot lepiej radzi za to sobie z dużym miniaturami podglądu filmów w serwisie YouTube. A jak Wam się podoba? Tweetbot dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 17,99 €. Pobierz z Mac App StoreObserwuj @mackozer

Ogarnięcie wszystkich serwisów społecznościowych, na których jestem to nie lada wyczyn. Co więcej, nie ukrywam, że na niektórych z nich bywam od czasu do czasu, a na jeszcze innych pojawiam się tylko by wrzucić informację o nowym wpisie na blogu. Z pomocą przychodzi aplikacja Recents, która umożliwia podgląd w jednej liście tego co dzieje się na przynajmniej kilku z nich. Recents, jak sama nazwa wskazuje to program do wygodnego przeglądania ostatnich wiadomości czy zdjęć i filmów wideo opublikowanych przez naszych znajomych (czy generalnie osoby, które obserwujemy) w czterech popularnych serwisach społecznościowych, takich jak: Facebook, Twitter, Instagram i Tumblr. Zadaniem programu nie jest bynajmniej wybieranie i sugerowanie najbardziej ciekawych dla nas wpisów, ale prezentacja tych ostatnich, jakie pojawiły się we wspomnianych serwisach społecznościowych. Jego twórcy planują jednak wprowadzenie takiej funkcji, dopiero wtedy, kiedy Recents zostanie pobrane 100 tysięcy razy. O wiele wcześniej planowane jest dodanie kolejnych serwisów społecznościowych, jak SoundCloud, YOuTube, Vimeo czy Google+, a także funkcji czytnika kanałów RSS. Program wyświetla treści w całkiem przejrzysty sposób, zarówno wpis na Facebooku, wiadomości na Twitterze, zdjęcia i wideo z Instagram czy wpisy na blogach Tumblr. Dodatkowo treści możemy w prosty sposób polubić, stukając dwa razy w wybraną z nich. Takie polubienie zostaje oczywiście odnotowane w odpowiednim serwisie społecznościowym. To co mi się osobiście w Recents podoba, to wygodny podgląd Facebooka, Instagram i Tumblra. Na Twitterze siedzę niemal cały czas. Do Instagram zaglądam jeszcze stosunkowo często, za to aplikacje Facebook czy Tumblr odpalam niezmiernie rzadko. Zwłaszcza w przypadku tego ostatniego tracę sporo ciekawych treści (obserwuję tam głównie konta NASA i National Geographic). Teraz dzięki Recents mam wszystko w jednym miejscu. Przydałoby się tylko strumieniowanie treści, tak jak ma to miejsce na przykład w Tweetbocie. W Recents trzeba jeszcze odświeżać listę ręcznie (standardowo przeciągając ekran w dół). Recents dla iPhone'a w App Store w cenie 0,89 €. Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Pages dla iOS nie jest może moim podstawowym edytorem tekstu na iPadzie, a już zwłaszcza nie na iPhone. Zdarza mi się jednak przygotowywać jakieś teksty czy dokumenty w Pages dla Mac, a później edytować je przede wszystkim na iPadzie. Najnowsza wersja Pages dla iOS wyposażona została w kilka ciekawych funkcji, o których generalnie się nie wspomina, lub wymienia je stosunkowo rzadko. Jedną z nich jest możliwość usuwania tła obrazków, tak by lepiej wpasować je w tekst. Aby usunąć tło, np. niebo na zdjęciu, które umieściliśmy w tekście, należy stuknąć w obrazek by go aktywować. Następnie w górnym menu musimy stuknąć w ikonę pędzla, a następnie w punkt menu "Kanał alfa". Teraz przeciągamy palcem po obszarze zdjęcia, który chcemy usunąć. Fragmenty, które będą usunięte są zaznaczane na szaro. Pozostaje teraz stuknąć w "Gotowe". Pages dla iOS to oczywiście nie jest Photoshop, ale efekty jak na wersję mobilną są moim zdaniem i tak zadowalające. Wiele zależy jednak od obrazka, w którym chcemy usunąć tło. Trafią się takie, w których usunięcie fragmentu wymagać jednak będzie użycia programu do obróbki grafiki czy zdjęć. Podejrzane na Cult Of MacObserwuj @mackozer

iOS 7.1. poza niewielkimi, acz widocznymi zmianami w interfejsie przyniósł także kilka nowych opcji jego ustawień. Docenią je zwłaszcza osoby niedowidzące, ale też ci, którzy gubią się w płaskim interfejsie iOS 7. Ostatnia aktualizacja systemu przyniosła m.in. funkcję wyświetlania kształtów przycisków. Przypomnę, że przyciski pozwalające na wygodną nawigację istniały w iOS do wydania wersji siódmej tego systemu, w którym zostały zastąpione przez swego rodzaju linki tekstowe - choć ich działanie jest właściwie identyczne. Aktywacja funkcji "kształty przycisków" wyświetla je ponownie, choć moim zdaniem nie wyglądają szczególnie ładnie. Aby aktywować tę funkcję należy otworzyć aplikację Ustawienia, przejść do widoku "Ogólne", a następnie "Dostępność". W tym widoku na dole listy opcji znajdziemy "Kształty przycisków". Wystarczy teraz przełączyć znajdujący się przy tym punkcie przełącznik, by je aktywować. Obserwuj @mackozer