Krystian Kozerawski mackozer

Bloger technologiczny, piszący przede wszystkim o Apple. MacUser od stycznia 2007 roku. Swoje pierwsze kroki stawiał tutaj, na MyApple. Przez lata prowadził bloga mackozer.pl. Od marca 2013 roku pisze znowu na MyApple, którego jest redaktorem naczelnym.

Blog News Nowy wpis

Mało gier przeżywa próbę czasu i po kilku miesiącach ostaje się na moim iPhone czy iPadzie. Mam kilka uniwersalnych pozycji, w tym np. Tiny Wings czy Real Racing 3. Jedną z gier tego typu, która także ostała się na moim iPadzie jest Sky Gamblers: Storm Riders, połączenie gry zręcznościowej z symulatorem, osadzonej w realiach II Wojny Światowej. Swego czasu opisałem ją dokładnie jeszcze na mackozer.pl. Warto przypomnieć ją m.in. z tego powodu, że właśnie została udostępniona za darmo. Nazywanie tej gry symultorem to oczywiście przesada, gdyby tak było, to za sterami prawdziwych Spitfire'ów, Hurricane'ów, Mustangów, Messerschmidtów, Focke Wulfów, Zer i innych maszyn mogłyby siadać już dzieci. Fakt, zdarzało się, że podczas wojny siadali za ich sterami nastolatkowie. Podobno niektórzy piloci prędzej potrafili latać myśliwcem czy bombowcem niż prowadzić samochody. Sky Gamlbers: Storm Riders czyni sterowanie tamtymi maszynami jeszcze prostrzym. Sama gra dostarcza jednak wielu wrażeń. Ma bardzo ładną grafikę. Wszystkie maszyny przedstawione są w drobnych szczegółach. Całkiem nieźle też rozpadają się po trafieniach. Nie mogę się przyczepić też do tego, jak przedstawiona jest ziemia, której w tego typu grach zwykle poświęca się zdecydowanie mniej uwagi. Przelećcie się jednak Curtisem podczas ataku na Pearl Harbor, a nie będziecie wiedzieli czy wypatrywać atakujących myśliwców i bombowców japońskich czy podziwiać majestatyczne pancerniki i krążowniki. Same zabudowania portu wojennego robią wrażenie. Znajdzeicie tam m.in. wieżę kontrolną, która jest jednym z punktów charakterystycznych tego obszaru i została uwieczniona także w filmie o tym samym tytule. Gra oferuje tryb rozgrywki jedno i wieloosobowej. W tym pierwszym do wykonania mamy różnego rodzaju misje. Sterowanie samolotem odbywa się albo za pomocą akcelerometru albo wirtualnego drązka sterowaniczego (joysticka) i klawiszy regulacji przepustnicy. Pobierać! Sky Gamblers: Storm Riders dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo. Sky Gamblers: Storm Riders w App Store

Wczoraj wieczorem Google zaktualizowało aplikację YouTube'a dla iOS. Zmieniła się ikona i wygląd programu tak, by pasował do interfejsu nadchodzącego systemu iOS7. To, co jednak robi największe wrażenie to funkcja obrazu w obrazie czyli PIP (skrót od angielskiego zwrotu "picture in picture"). Dzięki niej można przeglądać zawartość serwisu nie przerywając odtwarzania wybranego filmu. Aby zminimalizować go do miniatury wystarczy przeciągnąć go w prawy dolny róg ekranu. Później można przywrócić go na cały ekran, przeciągając w górę lub zamknąć, wykonując podobny gest w kierunku lewej krawędzi ekranu. Rozczarują się tyko ci z Was, którzy liczą na możliwość wyświetlania dwóch filmów jednocześnie (jednego w miniaturze). Funkcja PIP w aplikacji YouTube działa tylko przy wyszukiwaniu. Stuknięcie w jakiś inny film automatycznie rozpoczyna jego odtwarzanie i zamyka ten zminimalizowany. Aplikacja YouTube dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo. YouTube w App Store

Gry logiczne z jednej strony nie potrzebują specjalnej oprawy. Za taką można uznać np. Angry Brids - moglibyśmy strzelać okręgami w kwadraty i zasady byłyby identyczne. To jednak opakowanie czyni tę serię wyjątkową. Podobnie jest w przypadku prostej gry logicznej pod tytułem About Love, Hate and other ones wydanej w dwóch osobnych wersjach dla iPhone'a i iPada. Sterujemy w niej dwoma istotami ucieleśniającymi dwa sprzeczne uczucia: miłość i nienawiść. Jak łatwo się domyślić, miłość to czarny duszek z kwiatkiem wyrastającym z głowy, podczas gdy nienawiść to istota rogata. Naszym zadaniem jest dostanie się po różnych platformach do specjalnego włącznika teleportera, który przeniesie nas do kolejnej planszy. Obydwie istoty muszą w tej drodze współpracować. Jednym razem wystarczy wskoczyć jedną istotą na drugą by pokonać jakąś przeszkodę. W większości jednak przypadków trzeba będzie wykorzystać zawarte w nich uczucia, sterując innymi napotkanymi istotami. Jak łatwo się domyślić, miłość będzie je przyciągać, a nienawiść odpychać. Trzeba tak umiejętnie je pokierować by inne istoty znalazły się w odpowiednich miejscach, umożliwiając nam dostanie się do wspomnianego już włącznika. Sterowanie w grze jest proste. W lewym dolnym rogu znajdziemy przełącznik pomiędzy istotami. Później wystarczy stuknąć w miejsce, w którym aktualnie wybrana istota ma się udać - jeśli oczywiście może. Gra ma bardzo ładną, ręcznie rysowaną grafikę no i wciąga. Nie mniej ważny jest fakt, że obecnie zarówno wersja dla iPhone'a jak i iPada dostępna jest za darmo. About Love, Hate and other ones w App Store About Love, Hate and other ones HD w App Store

Korzystacie z aplikacji Mailbox dla iPhone'a i iPada i macie konto w serwisie Dropbox? Jeśli tak to świetnie się składa. Możecie zyskać dodatkowy darmowy gigabajt łącząc wspomniany program ze swoim kontem w tej chmurze. Wystarczy wejść w ustawienia aplikacji Mailbox, przejść do zakładki Dropbox i dodać swoje konto w tej usłudze. Gigabajt na waszym koncie pojawi się po dłuższej chwili (u mnie było to kilka godzin). Przypomnę tylko, że Mailbox to darmowy program pocztowy dla iPhone'a i iPada, który traktuje wiadomości jak swego rodzaju zadania do zrobienia, dzięki czemu jesteśmy w stanie uporać się z nadchodzącą pocztą, choćby odkładając ją na później bez strachu, że o niej zapomnimy (Mailbox przypomni nam o niej w odpowiedniej chwili). Mailbox dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo. Mailbox w App Store Jeśli nie macie jeszcze konta w chmurze Dropboksa (w co wątpię), to wystarczy, że klikniecie TUTAJ, a ja zyskam dzięki wam kilkaset megabajtów dodatkowej przestrzeni.

Istnieje pewna grupa programów dla Mac, bez których moim zdaniem obejść się nie można. Wśród nich znalazły się rozbudowane managery plików z funkcją klienta FTP. Jednym z takich programów jest Fokrlift, który ze swoimi dwoma panelami podglądu zawartości folderów nawiązuje wyglądem jeszcze do Norton Commandera. Z pewnością większość starszych użytkowników MyApple zna ten program bardzo dobrze. Myślę jednak, że warto wspomnieć o nim w kilku zdaniach choćby dla świeżo upieczonych "MacUserów". Okazja ku temu jest dobra. Forklift obecnie dostępny jest w cenie 1,79 €. Jak już wspomniałem interfejs programu podzielony jest przede wszystkim na dwa panele, w których możemy podglądać różne lokalizacje, czy to na dyskach naszego Maka, czy na serwerze FTP czy SFTP. Dodatkowo w każdym z paneli możemy otworzyć dowolną ilość kart, jak w przeglądarce web czy w Finderze w OS X Mavericks. W każdej chwili możemy ukryć jeden z paneli, wtedy program będzie przypominał Findera. Ciekawą funkcją są stosy - rodzaj wirtualnych pojemników, w których możemy umieszczać pliki, które fizycznie znajdują się np. na różnych dyskach i w różnych folderach. Forklift pozwala także na masową zmianę nazw plików i automatyczną synchronizację dwóch wybranych folderów. To jeden z moich ulubionych programów użytkownych, co prawda poważnego konkurenta w postaci aplikacji Pathfinder. Był także pierwszym programem dla Mac, który kupiłem dobrze ponad pięć lat temu. Forklift dla Mac dostępny jest w Mac App Store w cenie 1,79 €. Forklift w App Store

Ile razy można wykorzystywać ten sam pomysł? To w dużej mierze zależy od samego pomysłu, idei. Jeśli jest wielokrotnego użytku to owszem, można. Do nich zaliczają się strzelanki - gry w których widzimy naszego bohatera z pewnej wysokości, a naszym zadaniem jest anihilacja właściwie wszystkiego co się rusza. Na iPhone'a i iPada powstało ich bardzo wiele. W App Store można z pewnością znaleźć ich dziesiątki. Zacznijmy od kolejnych części Minigore, Minigore 2, Call of Mini, Zombiewood, Return Of The Bots, Solomon's Boneyard no i Monster Shooter. To te które przychodzą mi szybko do głowy. Ta ostatnia doczekała się właśnie drugiej części, czyli Monster Shooter 2: Back To Earth. Fabuła w takich grach ma drugorzędne, zupełnie nieistotne zdarzenie. Równie dobrze może być, ale może w ogóle jej nie być. To element, w którym twórcy gier mogą niejako dodatkowo zabłysnąć swoim poczuciem humoru, tworząc niejako opakowanie, w postaci krótkich filmików wprowadzających nas do właściwiej strzelanki. W Monster Shooter główny bohater wyrusza na ratunek swojego kotka porwanego przez kosmitów. Sieje śmierć i zniszczenie tylko po to by odzyskać swojego pupila. W drugiej części kosmiczne potwory atakują ziemię - oryginalne, prawda? Tak, wiem - mój tekst podlany jest w pewnym stopniu żółcią (czy jak kto woli, trochę hejtuję ten tytuł), ale na moje oko Monster Shooter 2 nie wprowadza naprawdę nic specjalnie nowego, co czyniło by tę grę wyjątkową. Nihil novi sub sole czyli nic nowego pod słońcem. Gra naprawdę jakich wiele. Zapytacie zatem czemu w ogóle marnuję swój czas na tę recenzję? Powód jest prosty - gra jest dobra. Jest odgrzanym setny raz kotletem, ale jest bez wątpienia ładna i przyjemnie wysyła się na tamten świat setki potworów. Taka pozycja nie musi być wybitna czy specjalnie się wyróżniać by odnieść sukces. Mam wrażenie, że jej twórcy dobrze o tym wiedzieli. Utrzymali konwencję zachowując wszystko co dobre w takich pozycjach. Mamy więc szybką rozgrywkę, super bronie (duży plus w porównaniu z pierwszą częścią), które możemy kupować i rozbudowywać, jest ładna, rysunkowa grafika utrzymana w rzucie izometrycznym, jest stosunkowo dobra muzyka (choć nie robi na mnie wrażenia fakt, że jej autorem jest ten sam człowiek, który zrobił muzykę do Wiedźmina) no i sporo poziomów do przejścia (około 100). Gra Monster Shooter 2: Back To Earth dostępna jest za darmo, choć oczywiście jej twórcy liczą, że zostawicie trochę kasy poprzez mikropłatności. Ten system to chyba zdecydowanie najlepszy sposób zarobku na programach, co wcale mnie nie dziwi. Jeśli lubicie pierwszą część to dwójka z pewnością też Wam się spodoba. Ja tymczasem leczę traumę w Real Racing 3. Monster Shooter 2: Back To Earth w App Store

Współtworzenie dokumentów przez wiele osób to żadna nowość. Funkcje te od dawna posiadała webowa aplikacja Google Docs, obecnie stanowiąca część większej usługi Google Drive. W dzisiejszych czasach praca nad dokumentami trzymanymi nie tylko na dysku komputera, ale przede wszystkim w chmurze oraz na urządzeniach mobilnych wydaje mi się być już standardem. Na arenie usług umożliwiających edycję dokumentów pojawił się ostatnio nowy gracz - usługa Quip, wyposażona dodatkowo w aplikację dla iPhone'a i iPada. Quip nie jest jednak pakietem biurowym, a jedynie edytorem tekstu. Można w niego wstawiać zdjęcia, tabele czy listy (także zadań), jednak nie znajdziemy w tej usłudze i towarzyszącym im aplikacjach funkcji arkusza kalkulacyjnego czy narzędzia do tworzenia prezentacji. Wszystkie zmiany w edytowanym dokumencie są od razu widoczne na wszystkich urządzeniach i u wszystkich użytkowników, biorących udział w edycji dokumentu. Dodatkowo, w lewym, który służy za rodzaj komunikatora, pomiędzy osobami edytującymi dany dokument, widoczna jest też historia wszelkich zmian w nim wprowadzonych, włącznie z potwierdzeniem ich odczytania.  Quip pozwala nie tylko nad wspólną pracę nad wybranym dokumentem, do którego ręcznie dodamy innych użytkowników. Możemy także stworzyć wspólny folder, w którym automatycznie wszystkie utworzone dokumenty będą dostępne do edycji całej grupy. Co nie mniej ważne Quip w przeglądarce na dużym komputerze czy na iPadzie wygląda niemal identycznie. Aplikacja uruchomiona na iPhone wygląda oczywiście trochę inaczej, ale zmiany wynikają głównie z ograniczeń związanych z wielkością ekranu. Gotowy dokument możemy zapisać na dysku jako plik PDF. Quip może nie spełni wymagań osób, które szukają pełnej usługi pakietu biurowego do kolektywnej pracy w chmurze, ale jeśli tworzycie wspólnie większe lub mniejsze dokumenty w sieci i korzystacie przy tym z iPhone'a, iPada i komputera, to jest to z pewnością usługa godna uwagi i warta wypróbowania. Zwłaszcza, że zarówno sama usługa, jak i aplikacja dla iPhone'a i iPada dostępna jest za darmo. Quip w App Store

Kilka miesięcy temu, jeszcze na mackozer.pl opisałem oryginalną aplikację typu manager zadań, o nazwie CARROT To-Do. To, co w tym programie było wyjątkowe to swego rodzaju inteligentny asystent o dość specyficznym poczuciu humoru i podejściu do rodzaju ludzkiego. Tamten tekst zatytułowałem "Gdyby Hal 9000 był listą rzeczy do zrobienia". Teraz w App Store pojawiała się druga tego typu aplikacja dla iPhone'a i iPada o nazwie CARROT Alarm. Analogiczny tytuł nasunął mi się automatycznie. CARROT Alarm to oczywiście prosty budzik. Aplikacja pod pewnym względami przypomina niedawno opisywany przeze mnie Rise Alarm. W podobny sposób ustawia się bowiem godzinę budzenia. Wystarczy przeciągnąć ją w gorę lub w dół, a następnie stuknąć nad lub pod nią by ustawić godzinę z dokładnością co do pięciu minut. Aktywacja alarmu następuje poprzez przeciągnięcie w prawo oka sztucznej inteligencji, która ma nas później obudzić. Tak jak w managerze aplikacji, tak i tutaj CARROT częstuje użytkownika różnymi komentarzami na temat tego, jak bardzo jest niedoskonały, dając do zrozumienia, że tak naprawdę współpraca z nami, ludźmi jest dla niego przykrym obowiązkiem. CARROT budzi nas z resztą niemiłym dla ucha metalicznym, cyfrowym głosem powtarzającym w kółko słowa typu "to wspaniały dzień by zawładnąć światem" czy "to wspaniały dzień by odpalić kilka bomb atomowych". Jeśli nie wyłączyliśmy alarmu po minucie, program zakłada, że jeszcze lenimy się w łóżku, zmienia więc kolor na czerwony i zaczyna powtarzać nam w kółko, że pora wstawać. Samo wyłączenie budzika nie jest też taką prostą sprawą. Musimy wykonać szereg różnego rodzaju czynności, polegających na przesuwaniu suwaków, stukaniu w przycisk lub we wspomniane już oko. Czasem musimy obrócić iPhone'a i uważać na komunikaty pojawiające się na ekranie (program czasem dla żartu żąda od nas rzeczy niemożliwych). W CARROT Alarm jest też element grywalizacji. Za każde wyłączenie budzika otrzymujemy punkty i przechodzimy na kolejne poziomy. Tak, jak w przypadku poprzedniej aplikacji z tej serii, tak i tutaj autor programu wykazał się dużym poczuciem humoru, tworząc złudzenie obcowania z inteligentną maszyną, niczym z komputerem Hal 9000 z Odysei Kosmicznej. Program CARROT Alarm dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store w cenie 0,89 €. CARROT Alarm w App Store

Jest pewna grupa aplikacji, które nie wyróżniają się na tle innych pod względem funkcjonalności, co więcej, często równie, albo bardziej funkcjonalne programy zainstalowane są fabrycznie w systemie. To, co przyciąga moją uwagę to ich interfejs. Tak jest w przypadku kalkulatora Solvetica, będącego kolejną formą wynoszenia na piedestał kroju liter o nazwie Helvetica. Przypomnę, że nie jest to pierwszy program tego typu. Kilka lat temu w App Store pojawił się kalendarz Calvetica, który również inspirowany był tym krojem. Solvetica to bardzo prosty kalkulator. Pod względem funkcjonalności ustępuje temu systemowemu, który wyposażony jest w funkcję naukową, do bardziej skomplikowanych obliczeń. Solvetica umożliwia przeprowadzenie tylko prostych działań. Jedyną funkcją, która w pewien sposób wyróżnia ten program to prosty podgląd historii działań, widoczny nad polem wprowadzania liczb i wyświetlania wyników. Możemy także skopiować wynik. Wystarczy przytrzymać palec na wyświetlanej liczbie. Solvetica nie znajdzie uznania wśród większości użytkowników, którzy nie potrzebują innego kalkulatora niż ten systemowy. Ta aplikacja jest trochę czymś w rodzaju sztuki dla sztuki. Myślę jednak, że znajdą się jej amatorzy, którzy podczas prostych obliczeń lubią nacieszyć oko ładnym dizajnem i typografią. Aplikacja Solvetica dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store w cenie 0,89 €. Solvetica w App Store

Coach to słowo, które moim zdaniem trudno przetłumaczyć na polski. Mógłbym oczywiście użyć dosłownego tłumaczenia, a więc napisać "trener", ale to od razu kojarzyłoby się z ćwiczeniami fizycznymi. Coach to jednak ktoś, kto może pomóc nam realizować swoje cele, nie koniecznie tylko na siłowni. Bardzo cenię sobie programy, które w pewnym stopniu zastępują takiego właśnie coacha, gdyż z lepszym lub gorszym skutkiem pozwalają mi zapanować nad sobą i faktycznie realizować pewne cele. Właśnie odkryłem kolejny, warty uwagi, o nazwie Daily Insist. Daily Insist to swego rodzaju aplikacja To Do do zadań, które planujemy wykonać codziennie i które nie koniecznie odnoszą się do spraw zawodowych, a raczej do życia prywatnego w tym do naszego własnego rozwoju. Ustawiamy zadania, np. zrobić codziennie 666 pompek (no dobra, tutaj sobie trochę zażartowałem) i wyznaczamy zakres dni, w których chcemy codziennie dane zadanie wykonać. Możemy dodatkowo ustawić sobie przypomnienia, tak by w codziennej rutynie dane zadanie czy postanowienie nam nie umknęło. Nowe zadania możemy dodawać w bardzo prosty sposób. Wystarczy przeciągnąć listę w dół (jak w popularnym programie To Do o nazwie Clear). Niestety żaden z tego typu programów nie zastąpi naszej własnej silnej woli. Tego typu aplikacje mogą tylko pomóc nam w realizacji naszych postanowień. Nie zrealizują ich jednak za nas... trochę szkoda. Program Daily Insist dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo. Daily Insist w App Store

Z racji moich muzycznych upodobań bardzo rzadko, a jeśli już to przypadkiem bywam na imprezach, na których leci muzyka do tańczenia. W takich wypadkach zwykle jest to jakaś playlista złożona z kawałków popularnych, choć mi nieznanych wykonawców, odtwarzana z komputera lub puszczana przez deejaya. Z powodzeniem można jednak obejść się bez jednego i drugiego dzięki Splyce, imprezowego odtwarzacza muzyki dla iPhone'a. Istotą tego odtwarzacza jest płynne przechodzenie pomiędzy utworami z playlisty. Mowa tutaj nie tylko o prostym crossfadingu (podczas gdy jeden jest wyciszany następny w kolejce narasta). Splyce analizuje także tempo wszystkich utworów jakie dodaliśmy do playlisty i dostosowuje ich tempo, tak by przejścia nie zaburzały rytmu do którego bawią się ludzie na parkiecie. Program oferuje tutaj trzy różne opcje. Jest to dostosowanie tempa utworów w obszarze przejścia pomiędzy nimi (w trakcie przenikania się obydwa kawałki są stopniowo przyspieszane lub spowalniane), drugą opcją jest "follow the leader", w której tempo odtwarzania całej playlisty narzuca pierwszy utwór. Działa to w pewnym zakresie. Jeśli utwory się w nim mieszczą są przyspieszane lub spowalniane. Jeśli jednak różnice w tempie poszczególnych utworów są drastyczne, to zostaje wybrane nowe tempo odpowiednie dla takiego utworu. W tym wypadku zamiast płynnego przejścia usłyszymy efekt zatrzymania podobny do zatrzymania ręką kręcącej się płyty winylowej. Splyce pozwala nam także na wyłączenie pewnej normalizacji temp utworów. W tym wypadku, jak w klasycznym odtwarzaczu, każdy utwór odtwarzany jest tak, jak został nagrany. Poza ustawieniem tempa, mamy także możliwość zmiany zakresu miksu (przejścia krótsze lub dłuższe). Możemy także ustawić stały czas odtwarzania każdego z utworów. Wtedy przejście po między kolejnymi kawałkami następować będzie po zadanym czasie (60, 120, 180 i 240 sekund). Śliwką na torcie są efekty wizualne w postaci migania ekranu czy wsparcia dla żarówek Philipsa (tych sterowanych iPhonem). Spylce oferuje też kilka tematów kolorystycznych, wspiera też odtwarzanie poprzez AirPlay. Splyce to program dostępny za darmo. Jednak aby w pełni cieszyć się jego funkcjami trzeba zapłacić 0,89 € poprzez wbudowaną funkcję mikropłatności. Moim zdaniem warto, jeśli odtwarzacie muzykę na różnego rodzaju potańcówkach. Splyce w App Store