Krystian Kozerawski mackozer

Bloger technologiczny, piszący przede wszystkim o Apple. MacUser od stycznia 2007 roku. Swoje pierwsze kroki stawiał tutaj, na MyApple. Przez lata prowadził bloga mackozer.pl. Od marca 2013 roku pisze znowu na MyApple, którego jest redaktorem naczelnym.

Blog News Nowy wpis

Edytory tekstu dla iOS to bez dwóch zdań wdzięczny temat. Co kakiś czas pokawiają się nowe programy tego typu, które warto opisać. Najnowszym jest WriteDown dla iPhone'a. WriteDown to kolejny z programów wspierających znaczniki formatowania markdown. Program oferuje prosty pasek narzędziowy z klawiszami szybko wprowadzającymi popularne znaczniki. W przypadku niektórych z nich wyświetli dodatkowe menu wyboru (np. po stuknięciu w przycisk wystawiania listy). W każdej chwili, w trakcie pisania dostępna jest ściąga z dostępnych znaczników Markdown. Możemy wysunąć ją z prawej krawędzi ekranu. WriteDown oferuje także wirtualny joystick do sterowania kursorem. Wystarczy tylko przyłożyć palec w odpowiednim miejscu ekranu i poruszać nim przesuwając kursor w tekście. Dostępny jest też podgląd tekstu już po zastosowaniu znaczników formatowania. W tym celu wystarczy przeciągnąć tekst w dół ekranu, tak jakbyśmy odświeżali linię czasu w jakimś kliencie Twittera. Na bazie tak sformatowanej znacznikami markdown notatki możemy stworzyć dokument PDF. W podobny sposób, poprzez przeciągniecie palcem w dół ekranu w widoku listy możemy dodawać kolejne notatki. Zupełnie nie rozumiem po co użytkownik ma określać czas przeznaczony na przeczytanie danej notatki. To funkcja moim zdaniem zupełnie niepotrzebna. Niestety WriteDown cierpi jeszcze na choroby wieku dziecięcego. Przede wszystkim jego autor zdecydował się na pewne rozwiązania, które tylko utrudniają, a nie ułatwiają z niego korzystanie. I tak na przykład aby wrócić do edycji program z poziomu listy musimy właściwie w dwóch kolejnych krokach wcelować w małą ikonę przedstawiającą ołówek. Najpierw w widoku listy - co jest sporą trudnością, na 10 stuknięć sześć otwierało jedynie prosty podgląd tekstu. Kiedy wreszcie się udało i tak program otwierał podgląd notatki, tyle, że w prawym dolnym rogu pojawiała się kolejna ikona ołówka, która ostatecznie przenosiła mnie do edytora. Tutaj następowało kolejne rozczarowanie. Tekst był niewidoczny do momentu w którym wprowadziło się jakiś znak. Mocno to irytuje. Program wyposażony jest w statystyki tekstu. Mamy także możliwość połączenia go z jednym z kilku serwisów przechowywania plików w sieci, np. z Dropboksem czy z Google Drive. Tutaj także napotkałem na problemy. W przypadku Dropboksa aplikacja co prawda stworzyła swój podfolder w folderze Aplikacje, to jednak mimo różnych prób nie chciała tam nic zapisać. Lepiej poszło z Google Drive, choć tutaj dokumenty zapisywane są bez rozszerzenia (trzeba ręcznie dopisać do nazwy .txt), a każdorazowe zapisanie tej samej notatki tworzy nowy plik, co raczej nie jest najbardziej optymalnym rozwiązaniem. Dostępny jest też tryb nocny, możemy także ustawić stopień podświetlenia ekranu, jak w czytniku e-booków. Jest też możliwość zmiany stylów formatujących wygenerowany później plik HTML. Możemy także zabezpieczyć dostęp do programu, a więc i notatek za pomocą hasła. Program oferuje także współpracę z kilkoma popularnymi aplikacjami, jak Clear, Day One, OmniFocus czy Fantastical. WriteDown oferuje kilka bardzo ciekawych rozwiązań. Zdecydowanie jednak aplikacja ta wymaga jesszcze dopracowania, przede wszystkim optymalizacji interfejsu i procesu tworzenia i edycji nowych plików. Tak by wszystko działało właściwie przez jedno stuknięcie. WriteDown dla iPhone'a dostępny jest w App Store w cenie 0,89 €. WriteDown w App Store

Ekipa Realmac Software od lat tworzy bardzo fajne aplikacje dla Maka i iPhone'a. Moje przygody z oprogramowaniem ekipy z Brighton w Anglii zaczęły się od programu LittleSnapper swego rodzaju teczki na różnego rodzaju zdjęcia, obrazki i zrzuty ekranu. Można je były katalogować i dodawać do niech własne opisy czy szkice. Po latach LittleSnapper doczekał się następcy, w postaci zupełnie nowego programu o nazwie Ember. Użytkownicy LittleSnapper'a będą pod wieloma względami czuli się jak w domu. Ember oczywiście wygląda nowocześnie, jak przystało na aplikację z 2013 roku, układ interfejsu pozostał jednak właściwie niezmieniony. Mamy więc okno z podglądem miniatur obrazków zapisanych w programie oraz boczny pasek z zakładkami do poszczególnych kolekcji. Możemy stworzyć zarówno tradycyjne kolekcje (foldery) jak i tzw. kolekcje inteligentne, w których automatycznie będą pojawiać się obrazki spełniające określone kryteria (np. datę stworzenia, tag itp.). Ember, podobnie jak LittleSnapper pozwala wykonywanie zrzutów ekranu, jego fragmentu lub poszczególnych okien. Tak jak w jego poprzedniku można opisywać wszystkie zdjęcia i obrazki. Możemy dodać tekst i narysować coś odręcznie. Możemy tez je wykadrować czy obracać. Brakuje mi co prawda funkcji, która pod pewnym względami czyniła Little Snapper aplikacją wyjątkową. Mowa o możliwości zamazywania części obrazka. Przydawało się to zwłaszcza przy wymazywaniu poufnych danych ze zrzutów ekranu, które mają trafić do publikacji. Pod tym względem jest to niewątpliwie pewien krok wstecz. Nie wiem czemu ekipa Realmac Software nie zostawiła w Ember takiej samej funkcjonalności jak w LittleSnapper. Z drugiej strony Ember to nie jest program graficzny w takim rozumieniu, jak Pixelmator (z którego korzystam) czy Photoshop. To przede wszystkim rodzaj aktówki, skoroszytu, w którym możemy skatalogować różnego rodzaju obrazy. Zapisywane w Ember obrazki możemy oznaczać tagami i dodatkowo je opisywać. Przydaje się to zwłaszcza wtedy, kiedy biblioteka urośnie do makabrycznych rozmiarów, a trzeba będzie odszukać ten jeden konkretny zrzut ekranu czy inną grafikę. Wiele zależy jednak od naszej własnej systematyczności w opisywaniu każdego dodanego do Ember obrazka. Obrazki możemy dodawać do programu ręcznie. Ja na przykład przeciągnąłem do programu sporo zrzutów ekranu z iPhone'a i iPada. Możemy wykorzystać także wbudowane narzędzie do robienia zrzutów ekranu, wyposażone w przydatną funkcję samowyzwalacza. Ember wyposażony jest także we wbudowaną przeglądarkę web, dzięki której szybko wykonamy zrzut ekranu strony internetowej. Program oczywiście wykonuje zrzut całej strony, a nie tylko widocznego fragmentu (choć i taką funkcję mamy do dyspozycji). Dodatkowo ekipa Realmac Software przygotowała także wtyczki do Safari i Chrome, pozwalające na wykonywanie zrzutów stron bezpośrednio w tych przeglądarkach i automatyczne dodawanie ich do biblioteki programu. W menu kontekstowym przeglądarki pojawia się także funkcja otwierania wybranego obrazka na stronie bezpośrednio w Emberze. Komplet narzędzi dzięki którym możemy mieć dostęp do źródeł ciekawych grafik i innych obrazków dopełnia wbudowany czytnik RSS. Jeśli nie mamy pomysłu który kanał RSS dodać do wbudowanego czytnika możemy wybrać jeden z kilku proponowanych przez ekipę Realmac Software. Wśród sugerowanych znalazły się m.in. RSS-y 500px, National Geographic czy Dribbble. Ember to program skierowany moim zdaniem do dość wąskiego grona odbiorców. Nie każdy użytkownik Maka potrzebuje aplikacji do katalogowania zrzutów ekranu, inspirujących grafik. Pewnie wielu nawet nie wiem co do Dribbble. Ich Ember nie zainteresuje. To program dla twórców szukających inspiracji i potrzebujących biblioteki ciekawych pomysłów znalezionych w sieci czy gdzie indziej (np. w innych programach dla Mac, iPhone czy iPada) czy generalnie dla osób, które ze zrzutami ekranu pracują i potrzebują jednego miejsca, w którym zbiorą wszystkie tego typu grafiki. Wiele razy, kiedy zwyczajnie przestałem korzystać z LittleSnapper, łapałem się na tym, że nie byłem w stanie odnaleźć interesującego mniej, konkretnego zrzutu ekranu aplikacji dla iPhone'a i iPada. Teoretycznie jest okazja by ponownie usystematyzować swoją pracę i tworzone w jej ramach zbiory. To jednak zależy tylko ode mnie. Ember nie jest programem tanim, rzekłbym nawet, że jest drogi. Kosztuje bowiem 44,99 €. Spotkałem się z głosami, że jako następca LittleSnapper powinien być oferowany jako jego darmowa aktualizacja. Myślę jednak, że po kilku latach ekipa Realmac Software mogła już sobie pozwolić na wypuszczenie całkiem nowej aplikacji, a nie bawienie się w aktualizację. Każdy musi jakoś zarobić na chleb. Ember w Mac App Store

Są w iBookstore e-booki, które zdecydowanie nie są adresowane do mnie, mimo to warto poświęcić im kilka zdań i przy tej okazji rozdać też kilka kodów. Tego typu pozycją jest skierowany przede wszystkim, jak nie tylko do kobiet, e-book pod tytułem "Bądź boska. Osobista stylistka radzi". To poradnik dla kobiet o tym jak się ubierać, jak kupować ubrania i zarządzać swoją szafą tak wedug zasady piramidy prawidłowego ubierania się, by w przyszłości uniknąć sytuacji, w których stojąc przed szafą nie stwierdziły, że nie mają w co się ubrać (swoją drogą takie sytuacje zdarzają się też facetom). Nie ukrywam, że trudno byłoby mi zrecenzować niniejszą pozycję. Jestem facetem o stałych, niepodatnych na zmieniającą się modę, upodobaniach co do ubioru. E-book "Bądź boska. Osobista stylistka radzi" dostępny jest w iBookstore w cenie 6,49 €. Ja mam dla Was cztery kody, które pojawią się w komentarzach do niniejszego wpisu w przeciągu godziny od jego publikacji. Bądź boska. Osobista stylistka radzi w iBook Store

Jedną z aplikacji systemowych z której niemal nigdy nie korzystałem na iPhone jest Kompas. Przyczyna tego jest prosta. Ta aplikacja nie specjalnie jest mi do czegokolwiek potrzebna. Owszem, pokazuje Północ i w pewnym stopniu możliwości iPhone'a. Tymczasem tego typu program, jeśli już znaleźć się w systemie powinien oferować większą pomoc w nawigacji i to właśnie potrafi aplikacja Crowsflight. Crowsflight to taki swego rodzaju kompas, który nie tylko pokazuje nam gdzie jest Północ, ale pokazuje nam kierunek oraz odległość do interesującego nas miejsca. Może także wyświetlić nam współrzędne geograficzne miejsca w którym się znajdujemy i do którego zmierzamy a także kurs. Crowsflight wyposażony jest także w systemową mapę, dzięki czemu będziemy wiedzieć nie tylko w którą stronę mamy się kierować ale i którą drogę wybrać. Program dostępny jest za darmo, w tej wersji pozwala na zapisanie na liście maksymalnie pięciu miejsc. Za opłatą w wysokości 0,89 € możemy zapisać tyle miejsc, ile chcemy. Nie zdziwię się, jeśli tego typu funkcje znajdą się prędzej czy później w systemowej aplikacji. Crowsflight w App Store

Fani pochodzącego ze Seattle zespołu Pearl Jam powinni być zadowoleni. W App Store jest już dostępna oficjalna aplikacja tej grupy. Pearl Jam dla iPhone'a i iPada to program, który serwuje przede wszystkim bogate archiwum aktywności zespołu. Znajdziemy tam kalendarium zespołu od 1990 roku, zawierające m.in. listy utworów wykonywanych podczas poszczególnych koncertów. Dostępne jest też radio internetowe nadające muzykę zespołu. Program zbiera także aktywność Pearl Jam w serwisach społecznościowych. Możemy podglądać w nim fanpage zespołu na Facebooku, konto na Twitterze, w Instagram i kanał na YouTube. Znajdziemy tam oczywiście także informację o zbliżających się koncertach, biografię muzyków oraz wykaz wszystkich płyt i singli nagranych przez zespół. Za opłatą możemy mieć dostęp także do dodatkowych materiałów. Pearl Jam dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo. Pearl Jam w App Store

Wydaje mi się, że boom na aplikacje od upiększania zdjęć trochę minął. W każdym razie liczba nowych programów, które pojawiają się w App Store jest zdecydowanie mniejsza niż kiedyś. Nie oznacza to oczywiście, że nie pojawiają się nowe. Na szczęście, czy może wręcz przeciwnie, są to programy na tyle dobre, że wart poświęcić im kilka zdań. Takim jest Landcam dla iPhone'a. Program ma bardzo ładny i minimalistyczny interfejs. Może nie tak minimalistyczny jak Analog Camera, ale jednak przyciągnął moją uwagę. W domyślnym widoku możemy zrobić zdjęcie lub wybrać je spośród tych znajdujących się w rolce aparatu w iPhone. Pozostaje wykadrować zdjęcie i zacząć bawić się w jego obróbkę. Do dyspozycji mamy kilkanaście filtrów z których część zablokowana jest do czasu polubienia przez nas profilu Landcam na Facebooku. Moim zdaniem to lepsza forma zapłaty niż mikropłatności. Landcam oferuje zarówno delikatne filtry kolorystyczne o regulowanym stopniu krycia, jak i typowe efekty postarzania imitujące różne uszkodzenia czy to błony fotograficznej, czy papieru. Są też efekty prześwietlenia błony fotograficznej spowodowane np. nieszczelnością puszki naszego wirtualnego aparatu (ja takie efekty miałem fabrycznie w moim starym Zenicie ET). Możemy także dodać do zdjęć tekst, wybierając jeden z wielu krojów. Obawiam się jednak, że w większości z nich będziemy mieli problemy z polskimi znakami. Poza tekstem do zdjęć możemy dodać także ramki o różnych kształtach. Gotowym dziełem możemy oczywiście podzielić się ze znajomymi w serwisach społecznościowych, możemy też wysłać je mailem czy otworzyć w innym programie. Landcam to aplikacja zdecydowanie dla miłośników przetwarzania fotografii. W App Store ma silną konkurencję, choćby w postaci aplikacji Instagram czy Snapseed. Landcam dla iPhone'a dostępny jest w App Store w cenie 0,89 €. Landcam w App Store

Jeden z lepszych klientów Twittera dla iOS, wielokrotnie przeze mnie opisywany Twitterrific 5 doczekał się kolejnej aktualizacji. Przynosi ona nową zakładkę i widok "Today" (a więc dzisiaj), który ma pomóc w szybszym i wygodniejszym ogarnięciu wszystkich interakcji, wzmiankowań, cytowań, polubień tweetnięć użytkownika w bieżącym dniu. Wspomnieć muszę o tym, że aby zakładka Home pojawiła się w menu programu (dostępnym po stuknięciu w zdjęcie użytkownika) należy aktywować funkcję powiadomień Push w jego ustawieniach. Aktualizacja przynosi także lekko odmieniony wygląd programu. Jego twórcy chcą z pewnością jeszcze lepiej dostosować go do iOS 7, który będzie miał swoją premierę tej jesieni. Poprawiono także sporo mniejszych błędów, zoptymalizowano także kilka funkcji, np. obrazki wyświetlane po stuknięciu w miniaturę są teraz dostosowywane do aktualnej rozdzielczości ekranu (w zależności czy trzymamy iPhone'a lub iPada poziomo czy pionowo). Twitterrific 5 zaznacza teraz dodatkowych adresatów tweetnięcia przy odpowiadaniu wszystkim, tak by łatwo można było ich usunąć (i nie spamować ich linii czasu dyskusją, w której niekoniecznie chcą wziąć udział). Twitterrific 5 dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store w cenie 2,69 €. Twitterrific 5 w App Store

Jakiś czas temu pisałem o możliwości tworzenia we Flipboard swego rodzaju własnego magazynu z treści dostępnych w tej aplikacji. Magazyny to świetny sposób na dotarcie do czytelników z konkretnymi treściami, czy to własnymi, czy wyborem artykułów i multimediów pochodzących z innych źródeł. Teraz stworzone we Flipboard można przeglądać bez potrzeby korzystania z iPada czy iPhone'a, a za pośrednictwem przeglądarki web. Wystarczy tylko wysłać link do magazynu bezpośrednio z aplikacji, lub podzielić się nim w jednym z serwisów społecznościowych. W świecie "Post Google Reader" alternatywne źródła dystrybucji informacji są moim zdaniem na wagę złota, a magazyn stworzony we Flipboard ale dostępny w wersji webowej staje się bardzo ciekawym rozwiązaniem. Przyznaję, że wcześniej miałem o do idei tworzenia takiego magazynu dość mieszane zdanie. Właśnie zmieniłem zdanie i zamierzam na bieżąco prowadzić mój własny magazyn MagKozer. Postaram się też by w najbliższych dniach wystartował dedykowany magazyn MyApple. Przypomnę tylko, że Flipboard to aplikacja, która pozwala na agregowanie różnego rodzaju treści, od tekstów, artykułów, przez zdjęcia po muzykę z wielu różnych źródeł, od Facebooka, czy Twittera po dedykowane kanały. Flipbard dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store za darmo. Flipboard w App StoreMagKozer - magazyn Flipboard

Jeszcze od czasów Knight Lore czy Firelight dla ZX Spectrum lubiłem gry platformowe z przedstawieniem plansz w rzucie izometrycznym opakowane w jakąś fantazyjną opowieść. W przypadku Knight Lore był to chłopiec zamieniający się w wilkołaka. W każdej z nich gracz, wcielając się w bohatera musiał pokonać kolejne komnaty czy też miejsca pełne różnego rodzaju pułapek, zapadni, kolców, a także czyhających na jego życie stworów. Dawno już nie widziałem gry, która nawiązywała by jakoś do tych sędziwych gier z początków domowej rozrywki elektronicznej. Dungeon Of Legends dla iPhone'a i iPada nawiązuje bardzo do tamtych tytułów. Gra posiada grafikę w rzucie izometrycznym. Podobnie jak we wspomnianych wyżej tytułach, także i tutaj bohater, a raczej bohaterka, musi pokonać kolejne komnaty tytułowych lochów, unikając przy tym właśnie pułapek, stróżujących szkieletów i innych złych stworzeń. Czasami trzeba przeskakiwać nad przepaścią pomiędzy zawieszonymi lub poruszającymi się w powietrzu platformami albo umiejętnie poruszać się po ruchomych chodnikach. Gra ma przy tym naprawdę bardzo ładną grafikę i ścieżkę dźwiękową. Ci z Was, którzy wychowali się właśnie na pozycjach typu Knight Lore czy Firelight powinni być moimi zdaniem zadowoleni. Młodszym czytelnikom polecam tę grę głównie jako przykład tego, jak można zrobić bardzo dobrą grę w klimacie fantasy bez potrzeby strzelania zaklęciami jak z automatu lub wyżynania hord goblinów, orków czy innych upadłych istot. Gra Dungeon Of Legends dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store w cenie 2,69 €. Dungeon Of Legends w App Store

Jedną z bolączek niektórych użytkowników iPhone'ów, którzy nie robili jailbreaka był brak możliwości nagrywania tego co dzieje się na ekranie. Ile to razy chciałem nagrać screenscast prezentujący jakąś aplikację czy grę i nie mogłem tego zrobić. Kilka lat temu pojawił się co prawda w App Store tego typu program ale jakość filmów przez niego nagrywanych pozostawała bardzo dużo do życzenia. Wspomniana aplikacja bardzo szybko z resztą zniknęła z App Store. Teraz pojawił się tam program xRec, który nagrywa już zdecydowanie lepsze filmy, przynajmniej na iPhone 5. xRec ma bardzo prosty interfejs. W zakładce Record możemy rozpocząć lub zatrzymać nagrywanie. Zakładka Videos to oczywiście zbiór zarejestrowanych filmów. Możemy je usuwać lub zapisywać w rolce zdjęć naszego iPhone'a. W ustawieniach możemy wybrać orientację urządzenia podczas nagrywania, a także włączyć lub wyłączyć nagrywanie dźwięku, wybierając przy tym jego jakość. Podczas nagrywania pasek statusu w iOS zmienia kolor na czerwony i podwaja swoją wysokość, tak by zmieścić informację o nagrywaniu. Efekty jak wspomniałem są naprawdę bardzo zadowalające. Filmy nie zacinają się, choć widać, że mają mniej klatek niż w rzeczywistości. Dzieki xRec możemy nagrywać gry, a przy włączonej rejestracji dźwięku tworzyć wideo recenzje opatrzone odpowiednim komentarzem. Jedyne do czego się przyczepię to stosunkowo częste błędy w pracy programu, skutkujące zamykaniem aplikacji. Ta drobna wada nie powinna Was do niego zniechęcić. A oto szybki screencast prezentujący samą aplikację: Spieszcie się! Tego typu programy zwykle dość szybko były z App Store usuwane. Program xRec dla iPhone'a dostępny jest w App Store w cenie 1,79 €. xRec w App Store P.S. xRec jest programem dla iPhone'a i choć można go uruchomić na iPadzie, będzie jednak nagrywał tylko wycinek ekranu.

Po kilku latach nieobecności jeden z najbardziej popularnych odtwarzaczy wideo na niemal każdą platformę, VLC, pojawił się znowu w App Store. Program zniknął ze sklepu z oprogramowaniem w związku z pretensjami jednego z członków zespołu pracującego nad tą opensource'ową aplikacją, co do modelu dystrybucji w App Store (ograniczała ona liczbę instalacji do pięciu urządzeń). Ostatecznie jednak program znowu pojawił się w tym sklepie w całkowicie nowej wersji, która została napisana w ten sposób by ominąć jakiekolwiek spory licencyjne. Jego biblioteki dostępne są dla innych deweloperów aplikacji dla iOS. Jeszcze tego lata pojawi się też odpowiednie SDK. VLC dla iPhone'a i iPada wspiera m.in. AirPlay, pozwala także na załadowanie filmów do jego biblioteki na różne sposoby. Możemy skorzystać z synchronizacji przez iTunes, możemy przesłać pliki przez WiFi bezpośrednio do programu (aplikacja posiada wbudowaną funkcję serwera), możemy wreszcie połączyć go z Dropboksem. Do VLC możemy także wysyłać filmy wideo z innych aplikacji lub pobierać je z sieci. VLC oferuje także filtry, pozwalające na regulację w czasie rzeczywistym jasności, kontrastu, odcienia i nasycenia kolorów odtwarzanego filmu. Program odtwarza także napisy w plikach tekstowych. Nie miałem z nimi większych problemów. Możemy także zmienić szybkość odtwarzania filmu. VLC pozwala także na odbiór strumieniowanych multimediów. Ja w ten sposób kiedyś słuchałem radia na Maku. Jednak od dawna mam do tego aplikacje na iPhone'a i iPada. Kwestią dyskusyjną jest oczywiście to jak często tego typu aplikacje są mi obecnie potrzebne? Filmy wypożyczam głównie przez AppleTV lub odtwarzam je z DVD. Mam jednak kilka pozycji, które zripowałem na dysk i zawsze ładuję je do mojego iPada przed długą podróżą samolotem do USA. Wtedy kilka ulubionych filmów na iPadzie pozwala umilić kilkunastogodzinną podróż w zamknięciu. Podobnie jest z iPhonem. Niestety miałem problem z odtwarzaniem większości z kilku filmów, które trzymam zripowane na tego typu okazje i ładuję na iPada przed wylotem. Zamiast dźwięku słyszałem tylko metaliczny hałas. Wydaje mi się, że problem leży po stronie VLC. W innych aplikacjach, w tym tej systemowej odtwarzają się bowiem bez problemu. Wydaje mi się też, że przy korzystaniu z tego typu aplikacji chyba lepiej posiadać iPhone'a i iPada o większej pojemności niż podstawowe 16 GB. VLC to marka sama w sobie, nie wiem jednak czy to wystarczy, by program ten znalazł szersze grono odbiorców na iOS. Ja mam mimo wszystko mieszane uczucia. Program VLC dla iPhone'a i iPada dostęony jest za darmo. VLC w App Store