Bloger technologiczny, piszący przede wszystkim o Apple. MacUser od stycznia 2007 roku. Swoje pierwsze kroki stawiał tutaj, na MyApple. Przez lata prowadził bloga mackozer.pl. Od marca 2013 roku pisze znowu na MyApple, którego jest redaktorem naczelnym.
Marketing w sieci to zarówno ogromne możliwości, ale i trudne pole do działania dla osób, które nie mają o tym pojęcia, a ich wiedza ogranicza się do tego, że trzeba mieć fanpage na Facebooku czy konto na Twitterze. Są oczywiście osoby, które w tym temacie czują się jak ryba w wodzie, jest jednak wiele osób, które muszą się tego nauczyć, a przynajmniej zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Pomóc im w tym postanowiło Google. W amerykańskim App Store (niestety tylko w nim) pojawiła się właśnie aplikacja o nazwie Primer, będąca zbiorem krótkich lekcji z marketingu. Primer serwować ma nam krótkie, bo trwające od 3 do 5 minut, lekcje z trzech podstawowych działów marketingu w sieci: content marketingu, PR i kontaktu z mediami oraz marketingu w wyszukiwarkach. W każdym z tych działów znalazły się po kilka tego typu krótkich lekcji. Google obiecuje rozszerzyć zakres tematów dostępnych w tej aplikacji. Każda lekcja to krótka historia, będąca przykładem do omawianego tematu. Na jej końcu znajduje się krótki quizz, w którym możemy sprawdzić sobie stopień jego przyswojenia. I tak w pierwszej lekcji poświęconej content marketingowi czeka nas posegregowanie różnych pojęć, jak np. tweet, Twitter, Pinterest, wideo itp., w dwa zbiory: tworzenie treści i dzielenie się treścią. Oczywiście, zawarte w programie lekcje to absolutne podstawy. Myślę jednak, że mogą one pomóc całkiem sporej grupie osób, nawet tym, którym wydaje się, że wiedzą dużo i którzy określają się mianem "Social Media Ninja". Primer przydać się też może, a raczej mógłby różnej maści politykom, którzy właśnie aktywują się na Twitterze i Facebooku w związku ze zbliżającymi się wyborami, a którzy w ogóle nie mają pojęcia jak w mediach społecznościowych funkcjonować. Napisałem, że "mógłby", bo niestety dla nich Primer dostępny jest tylko w języku angielskim, no i tak jak wspomniałem tylko w amerykańskim App Store. Adepci i eksperci od marketingu powinni moim zdaniem się w niego zaopatrzyć. Założyć konto w amerykańskim App Store nie jest specjalnie trudno (nie potrzeba do tego karty kredytowej czy płatniczej), a sam program dostępny jest za darmo. Primer w amerykańskim App Store.Obserwuj @mackozer
Poranny przegląd prasy na iPhonie i iPadzie to nie nowość. Aplikacje takie jak Flipboard, czy Zite pojawiły się stosunkowo szybko po premierze pierwszego iPada, a więc dobre kilka lat temu. Teraz swoją własną aplikację do porannej prasówki przy kawie lub w toalecie serwuje nam Goolge. Kładę w tym wypadku nacisk na ten poranny przegląd prasy nie bez powodu. Dla mnie aplikacja Google News & Weather, to właśnie program, po którego moim zdaniem sięgać będzie się przede wszystkim rano. Google dobrze o tym wie - stąd najwyższe miejsce głównego widoku zajmuje prognoza pogody. To przecież jedna z tych informacji, po którą sięga się rano. W swojej aplikacji Google serwuje prognozę na kilka dni. Aby zobaczyć szczegóły wystarczy stuknąć w wybrany dzień, a program wyświetli wykres temperatur oraz informację o ewentualnych opadach lub ich braku. Poniżej panelu z prognozą pogody znalazły swoje miejsce panele z poszczególnymi kategoriami newsów. Są więc wiadomości z Polski, wiadomości lokalne (w moim przypadku oczywiście z Łodzi i okolic), wiadomości ze Świata, jest też sekcja newsów ze świata technologii i sportu. Mamy oczywiście możliwość dostosowania, które sekcje mają się wyświetlać, a które nie. Stuknięcie w zajawkę aplikacji wyświetla wybrany tekst u źródła. Nawigacja pomiędzy poszczególnymi sekcjami jest także stosunkowo prosta. Wystarczy przesunąć palcem w lewo lub w prawo by przenieść się np. tylko do wiadomości z regionu. Google nie odkrywa swoją aplikacją Ameryki, ale przyznaję, że do mnie ten program przemawia. Dostaję w pigułce zestaw informacji do porannej kawy. Google News & Weather dla iPhone'a i iPada w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
iPhone wyrywa zarost! Pewnie! Są jednak jeszcze bardziej drastyczne przypadki! Spróbujcie - jeśli tylko macie długie włosy wysuszyć sobie je suszarką trzymając ją drugim końcem (wlotem powietrza) w ich kierunku. Domyślacie się czy się to skończy? Podobnie jest z iPhonem 6 i wyrywaniem przez niego włosów z twarzy. I choć sam przekonałem się, że to możliwe, to uważam tzw. "Hairgate" za bzdurę. Dlaczego? Dowiecie się tego z poniższego filmu, na którym prezentuję że faktycznie iPhonem 6 można wyrwać sobie włosy z twarzy. Pytanie tylko po co to robić? Obserwuj @mackozer
W ostatnich dwóch dniach Google zaktualizowało chyba wszystkie swoje aplikacje dla iOS, tak by dobrze wyglądały na ekranach iPhone'ów 6 i 6 Plus. Aktualizacji doczekała się m.in. przeglądarka Chrome, która zyskała m.in. funkcję pobierania plików. Przypomnę, że w iOS 8 potrafi to także systemowa przeglądarka Safari. W jednym i drugim przypadku działanie programów jest banalnie proste. Wystarczy stuknąć w link na stronie, a przeglądarka pobierze plik i zaproponuje jego otwarcie w jednym z zainstalowanych programów. W przypadku Safari, program dodatkowo sugeruje program, w którym dany plik powinien być otwarty, choć moim zdaniem nie są to zbyt celne sugestie. Zdecydowałem się na pobranie pliku ZIP, z czym poradziło sobie zarówno Safari jak i Chrome. Zaskoczeniem dla mnie był jednak fakt, że za nic nie mogłem tego pliku zapisać na dysku Google Drive za pośrednictwem oficjalnej aplikacji. Program co prawda otwierał się ale to wszystko. Pobranego przez Chrome czy Safari pliku ZIP nie szło zapisać. Problemów nie miał z nim za to Dropbox. Po wybraniu oficjalnej aplikacji, pytała się ona od razu o miejsce, w którym zapisany ma zostać pobrany plik. Obserwuj @mackozer
Miejsca na dysku czy w pamięci masowej nigdy nie jest za wiele. Wielokrotnie przekonywałem się o tym zwłaszcza podczas licznych podróży, kiedy karta pamięci w aparacie zapychała się dość szybko, podobnie pamięć masowa w iPhonie czy iPadzie. Są oczywiście dyski w chmurze, które w większości wypadków są rozwiązaniem, co jednak jeśli nie mamy dostępu do sieci, a więc i zgromadzonych tam danych? Co jeśli w takiej sytuacji chcielibyśmy np. obejrzeć film, albo podzielić się plikami ze znajomymi, z którymi np. prowadzimy relację z jakiejś imprezy (np. Macworld w San Francisco)? Jednym z ciekawszych rozwiązań jest dostępny od niedawna na rynku przenośny i bezprzewodowy dysk WD MyPassport Wireless. WD MyPassport Wireless ze względu na swoje rozmiary kojarzy mi się na pierwszy rzut oka z bankiem energii o dużej pojemności. Jest stosunkowo gruby i ciężki - nie na tyle jednak, by trzymanie go w dłoni, a tym bardziej w podręcznej torbie było jakimś problemem. Podstawowa wersja urządzenia z dyskiem o pojemności 500 GB posiada wymiary 127 x 86 x 21,8 mm (wersje o większych pojemnościach są o kilka milimetrów grubsze). Wzornictwo urządzenia nie budzi wątpliwości. MyPassport Wireless przypomina zewnętrzny dysk MyPassport w wersji dla Mac. Na szczytowej ścianie urządzenia znalazło się gniazdo USB 3.0, przycisk Power oraz przycisk wielofunkcyjny. Górna powierzchnia poza logo mieści także wskaźniki naładowania baterii oraz wskaźnik połączenia WiFi. Jako że to przenośny dysk bezprzewodowy, wyposażony jest we wbudowaną baterię (co z pewnością miało wpływ na jego grubość), która pozwala na trochę ponad 5 godzin pracy (producent deklaruje 6) i 20 godzin czuwania (standby). Znajdujący się na górnej powierzchni wskaźnik zmienia kolor w zależności od poziomu energii w baterii. Dysk wyposażony jest oczywiście także w router WiFi. Urządzenie może stworzyć własną sieć - co przydaje się zwłaszcza w podróży, kiedy do takiej sieci podłączyć możemy kilka urządzeń, może też po stosunkowo prostej konfiguracji działać w utworzonej już sieci. W tym drugim wypadku możemy podłączać się bezpośrednio do niego, nasze urządzenia będą widzieć się także z tymi np. w sieci domowej, do której zalogowany jest też WD MyPassport Wireless. I tak mój MacBook Air zalogowany do stworzonej przez dysk sieci WiFi widział bez problemu TimeCapsule. W środku znalazł się router WiFi wspierający standard 802.11n dual-stream (2x2). Z urządzenia może korzystać jednocześnie maksymalnie do 8 urządzeń, mogą być to komputery, iPhone'y, iPady czy iPody touch oraz urządzenia z systemem Android z zainstalowaną aplikacją WD MyCloud (dostępną zarówno dla iOS, jak i Androida - tą samą, którą zarządza się domowymi serwerami NAS). MyPassport Wireless pozwala na strumieniowanie filmów w HD do czterech urządzeń jednocześnie. Ich przesyłanie odbywało się generalnie płynnie, choć zdarzały się niekiedy przycięcia, niezależnie od tego, czy do dysku podłączone było jedno, czy więcej urządzeń. Nie mam żadnych zastrzeżeń co do jego pracy przy podłączeniu do komputera. Standard USB 3.0 zapewnia szybki przesył danych. Dysk wyposażony jest też w czytnik kart pamięci SD - co czyni go świetnym bankiem multimediów zwłaszcza na wyjazdach i to niekoniecznie wakacyjnych. Podczas grupowego wyjazdu na konferencję wszyscy członkowie ekipy mogą ładować na niego swoje zdjęcia do późniejszego wspólnego ich wykorzystania. Pobieranie zdjęć z karty na dysk może odbywać się automatycznie od razu po włożeniu jej do czytnika, może być też inicjowane przez wciśniecie przycisku wielofunkcyjnego. WD MyPassport Wireless oczywiście serwuje swoją stronę z ustawieniami. Dostępna jest ona pod adresem 192.168.60.1. Można na niej podejrzeć ilość wolnego miejsca, dokładny poziom energii w baterii czy status połączenia WiFi. Obsługa wspomnianej wyżej aplikacji WD MyCloud nie powinna być problemem dla większości użytkowników. Wybieramy dysk z menu i mamy dostęp do różnego rodzaju plików na nim zgromadzonych. Można też zintegrować ją z popularnymi usługami dysków w chmurze, jak Dropbox, Google Drive, OneDrive czy MyCloud. Podobnie jak strona w przeglądarce, także aplikacja serwuje informację o poziomie energii oraz o sieci WiFi, do której dysk jest podłączony. Zauważyłem jednak, że aby korzystać z WD MyPassport Wireless przez aplikację WD MyCloud na iPhonie czy iPadzie, musi on podłączyć się bezpośrednio do utworzonej przez niego sieci. WD My Passport Wireless może znaleźć zastosowanie w różnych sytuacjach. Producent promuje go m.in. jako świetny bank multimediów na rodzinne wyjazdy. Osobiście dla mnie największą zaletą WD MyPassport Wireless jest możliwość wykorzystania go nie do puszczania filmów moim dzieciom, ale jako redakcyjnego banku danych, w związku z czym poważnie rozważam jego zakup, właśnie z przeznaczeniem na nadchodzące wyjazdy redakcji MyApple. WD MyPassport Wireless dostępny jest w trzech pojemnościach: 500 GB oraz 1 i 2 TB. Więcej informacji o WD MyPassport Wireless znadziecie na stronie producenta.Obserwuj @mackozer
iPad to bez wątpienia wygodne urządzenie mobilne, równie dobrze jednak sprawdza się na biurku, jako niewielkich rozmiarów komputer osobisty. Sam dość często wykorzystuję go jako maszynę do pisania. Tutaj jednak zwykle napotykam na pewne problemy. Dotąd nie znalazłem klawiatury dla iPada, na której pisałoby się tak wygodnie jak na klawiaturze pełnowymiarowej, np. tej bezprzewodowej od Apple. iPad musi jednak stać na jakiejś podstawce, jeśli chcemy w ten sposób pracować, a to także nie jest do końca wygodne. Rozwiązaniem jest specjalny stojak dla iPada integrowany właśnie z bezprzewodową klawiaturą Apple. Mowa o nimblstand. Kiedy otrzymałem przesyłkę zastanawiałem się skąd wziął się pomysł na tego typu akcesorium. Szybko jednak zdałem sobie sprawę z tego, że miniaturowe klawiatury dla iPada nie sprawdzają się w praktyce, a jedyną sensowną jest właśnie bezprzewodowa klawiatura Apple z pełnowymiarowymi klawiszami. Dotąd brakowało tylko elementu, który połączyłby jedno z drugim. Teraz jest właśnie nimblstand. Na nimblstand składają się dwa plastikowe elementy. Pierwszy z nich to właściwy stojak dla iPada lub iPhone'a, z wycięciem na przycisk Home oraz specjalną wnęką, w którą wsuwany jest walcowata podstawa (będąca jednocześnie pojemnikiem na baterie) bezprzewodowej klawiatury Apple. Drugi element to podstawka zapewniająca dodatkową stabilizację. Można ją podłączyć zarówno z jednej jak i z drugiej strony (w miejscu klawiatury). Nimblstand pozwala nie tylko na stworzenie swego rodzaju komputera "dwa w jednym" złożonego z zewnętrznej klawiatury i iPada, może być też także stojakiem pozwalającym na umieszczenie w nim iPada pod kątem mniejszym kątem. Mam jednak wrażenie, że w tym ustawieniu warto pozostawić zewnętrzną klawiaturę w stojaku - zapewnia ona większą stabilność konstrukcji. Moim zdaniem nimblstand to świetne akcesorium przede wszystkim dla tych, którzy pracują na iPadzie, przede wszystkim przy biurku. Piszą teksty, tworzą prezentacje czy inne dokumenty multimedialne. Wspomnieć wypada, że w komplecie znalazł się także stylus Wacom Bamboo. Nimblstand pasuje zarówno do starszych typów dużych iPadów jak i do iPada Air - dla tego ostatniego w komplecie znalazły się odpowiednie gumowe podkładki. Można w nim też bez problemu ustawić iPada mini. Jego producent poszukuje obecnie dystrybutora w naszym kraju. Akcesorium dostępne jest oczywiście za pośrednictwem strony internetowej. Wersja ze stylusem Wacom Boamboo kosztuje 56,99 dolarów. Sam nimblstand można już mieć w cenie 39,99 dolarów. Pamiętać jednak trzeba, że bezprzewodową klawiaturę Apple musimy dokupić sobie we własnym zakresie. Więcej o tym produkcie dowiecie się na stronie: www.nimblstand.comObserwuj @mackozer
W temacie aplikacji dla Mac do tworzenia grafiki wektorowej zaczyna być coraz ciekawiej. W ubiegłym tygodniu opisywałem stosunkowo prosty program Bluetail, a kilka dni później pojawił się zdecydowanie bardziej rozbudowany konkurent o nazwie Affinity Designer.
Obecnie niemal każda szanująca się strona posiada swoją mobilną wersję, tak by łatwiej przeglądało się ją na ekranach smartfonów. Wielokrotnie jednak mobilne wersje są dla mnie na tyle ograniczone, że staram się - jeśli jest to możliwe otwierać w Safari na iPhone strony w pełnej wersji. Wiele stron, po uruchomieniu w wersji mobilnej posiada link do pełnej wersji w swojej stopce, są jednak takie, które tego nie posiadają. Okazuje się jednak, że w Safari w iOS 8 znalazło się proste narzędzie, które próbuje pobrać pełną wersję strony. Wystarczy stuknąć w pasek adresu, a następne przesunąć wyświetlone na ekranie menu ulubionych lekko w dół. Tam właśnie ukryte są punkty "Dodaj do ulubionych" i "Poproś o witrynę pełną". Przyznaję, że nie zawsze to działa. Np. tutaj na MyApple użytkownik ma (jeszcze...) możliwość wyboru skórki mobilnej lub pełnej. W przypadku mojego bloga (mackozer.pl) funkcja ta spełnia swoje zadanie i zamiast wersji mobilnej Safari w iOS 8 na iPhonie wyświetla pełną witrynę. Podejrzane na Macworld.comObserwuj @mackozer
Polityka Twittera względem jego własnych aplikacji jest dla mnie nieodgadniona i niestety nie jest to pochlebstwo. Widać, że Twitter skupia się chyba przede wszystkim na oficjalnej aplikacji dla iPhone'a. Wersje na inne platformy pozostają w tyle. Dość długo na aktualizację przynoszącą wsparcie dla najnowszych funkcji tego serwisu społecznościowego czekać musieli także użytkownicy oficjalnej aplikacji Twittera dla Mac, czyli dawnego Tweetie. Na szczęście już jest. Twitter dla Mac zyskał przede wszystkim możliwość wysyłania do czterech zdjęć w jednym tweecie oraz możliwość ich przeglądania (czego na przykład nie potrafi oficjalna aplikacja Twittera dla Windows). Program zyskał także możliwość wstawiania zdjęcia do wiadomości prywatnych, czym także od kilku miesięcy cieszą się użytkownicy Twittera dla iOS (a przynajmniej dla iPhone'a). Deweloperzy poprawili też wydajność tego programu i naprawili kilka wykrytych wcześniej błędów. Jak pewnie wiecie, jestem zadeklarowanym fanem Tweetbota i na razie nie wydaje mi się bym miał zmienić swoje zdanie. Na pewno jednak cieszy mnie fakt, że Twitter rozwija aplikacje, stworzone kiedyś przez Lorena Brichtera i które kiedyś nie miały sobie równych. Twitter dla Mac dostępny jest w Mac App Store za darmo: Pobierz z Mac App StoreObserwuj @mackozer
Kopiuj/wklej to jedna z najbardziej podstawowych i chyba najczęściej wykorzystywanych funkcji przy pracy z komputerem - którymi są zarówno duże maszyny, jak i smartfony. Aż dziw, że nie było jej w w pierwszych dwóch wersjach systemu operacyjnego w iPhonie Znalazła się ona dopiero w jego trzeciej wersji czyli iPhone OS 3.0 (tak początkowo nazywał się iOS). Choć sam proces kopiowania i wklejania jest banalnie prosty, to jednak wymaga często przynajmniej kilku kliknięć. Zwykle bowiem kopiuję coś z jednej aplikacji do drugiej, wymaga to więc otwarcia programu docelowego (często znajdującego się gdzieś w którymś z folderów), przytrzymania palca na ekranie, w miejscu, w którym chcę daną rzecz wkleić. Proces wklejania uprzednio skopiowanych do schowka rzeczy usprawnia prosta aplikacja, będąca widgetem do centrum powiadomień w iOS 8, o nazwie Paste+. Każda skopiowana rzecz, jak tekst (w tym ten formatowany), link czy obrazek (włącznie z właśnie zrobionym zdjęciem lub zrzutem ekranu) pojawia się w centrum powiadomień. Wystarczy stuknąć w strzałkę w dół by rozwinąć paletę dostępnych dla danego typu zawartości akcji. I tak w przypadku tekstu możemy wkleić go do wiadomości, wiadomości e-mail, wyszukać w Google, w bazie filmów IMDb, w Wikipedii, wyszukać daną nazwę (o ile oczywiście jest to nazwa) w systemowej aplikacji map, tweetnąć, a jeśli jest to nazwa lub imię jednego z kontaktów, to także nawiązać połączenie telefoniczne, FaceTime. Możemy także zapisać dany tekst w Evernote, czy jako dokument w Dropboksie, CloudAppl i kilku innych popularnych usługach dysku w chmurze, a także przetłumaczyć go w aplikacji Google Tłumacz (jeśli jest zaintalowana). To tylko niektóre z akcji, jakie możemy wykonać na samym tekście - lista jet znacznie dłuższa. Równie długa jest lista akcji dla skopiowanego linku. Możemy nim nie tylko podzielić się na Twitterze, Facebooku, czy za pośrednictwem WhatsApp, systemowych wiadomości, czy maila, ale także zapisać go w jednej z popularnych usług archiwów tekstów (Instapaper, Pocket czy Readability). Oczywiście to tylko niektóre z akcji (o tym, że możemy otworzyć link w Safari nie muszę wspominać). Trochę bardziej ubogo wygląda ona w przypadku zdjęć. Skopiowany obrazek możemy zapisać w pamięci urządzenia lub w jednym z popularnych dysków w chmurze, wysłać za pośrednictwem wiadomości czy maila, wyszukać w Google, wrzucić na imgur lub Facebooka. Poszczególne akcje dodajemy oczywiście nie bezpośrednio w centrum powiadomień, a w samej aplikacji, która spełnia rolę jedynie panelu ustawień dla samego widgetu. Widget, a właściwie aplikacja Paste+ dla iOS dostępna jest w App Store w cenie 3,59 €. Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer
Przyznam, że nie mogłem doczekać się kiedy wreszcie rozwiąże się worek z aktualizacjami moich ulubionych aplikacji. Chodzi mi oczywiście o aktualizacje pozwalające cieszyć się lepszej jakości grafiką na 4,7-calowym ekranie iPhone'a 6 oraz nowymi funkcjami. Chwilę przed Tweetbotem aktualizacji doczekał się Wunderlist dla iOS. Program był już co prawda wcześniej zaktualizowany do wersji wspierającej nowe funkcje w iOS 8, był jednak dalej skalowany z mniejszej do większej rozdzielczości, co niekorzystnie odbijało się na jakości wyświetlanego tekstu i grafik. To na szczęście już przeszłość. Teraz na dużym ekranie program wygląda świetnie. To jednak nie koniec nowości. Wunderlist dla iOS zyskał także swego rodzaju integrację z popularną usługą dysku w chmurze - Dropbox. Teraz do każdego zadania możemy nie tylko dodać komentarz, notatkę czy listę pomniejszych rzeczy do zrobienia w jego ramach, ale także plik trzymany właśnie na Dropboksie. Wystarczy w szczegółowym widoku zadania stuknąć w znajdującą się w lewym dolnym rogu ekranu ikonę spinacza biurowego. Zostaniemy przeniesieni do aplikacji Dropbox, w której będziemy mogli wybrać interesujący nas plik. Link do niego zostanie dodany do zadania w Wunderlist. Oczywiście nasze zadanie zostanie zsynchronizowane za pośrednictwem dedykowanej chmury Wunderlist (która od dłuższego czasu działa jak powinna) i będziemy mieli do niego dostęp także w aplikacjach Wunderlist na innych urządzeniach, np. na komputerze Mac. Wunderlist to od lat podstawa mojej organizacji pracy, korzystamy z niego także w redakcji MyApple. Program Wunderlist dla iOS dostępny jest za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer