Krystian Kozerawski mackozer

Bloger technologiczny, piszący przede wszystkim o Apple. MacUser od stycznia 2007 roku. Swoje pierwsze kroki stawiał tutaj, na MyApple. Przez lata prowadził bloga mackozer.pl. Od marca 2013 roku pisze znowu na MyApple, którego jest redaktorem naczelnym.

Blog News Nowy wpis

Aplikacje do edycji fotografii na iPhone czy iPadzie jest w App Store bezliku. Dziwi mnie czasami, że wciąż pojawiają się nowe, no ale z drugiej strony to jest w czym wybierać, każdy powinien więc znaleźć coś dla siebie. Najnowszym programem tego typu jest Litely dla iPhone'a i iPada właśnie, stworzona przez Cole'a Rise'a, autora m.in. filtrów jak "Hudson", "Sierra", "Sutro" i "Rise" dostępnych w aplikacji Instagram. Jego najnowszy program, choć także służy do upiększania fotografii, to jednak w zdecydowanie bardziej subtelny sposób. Litely stworzone zostało celem delikatnego uwydatnienia, czy też upiększenia dobrych fotografii, a nie do maskowania za pomocą tony filtrów (co ja osobiście bardzo lubię) zdjęć kiepskich (które niestety robię często). Program oferuje bezstratną edycję. W każdej chwili możemy więc zmienić wybrany filtr, a także ustawienie korekcji kolorów, światła czy ostrości. Jest też funkcja dodawania winiety. Litely ma prosty interfejs. Górną część ekranu zajmuje edytowane przez nas zdjęcie, dolną lista dostępnych filtrów (część możemy odblokować za dodatkową opłatą). Każdy z nich poza nazwą oznaczony jest kolorem informującym o tym jaka barwa zostanie uwypuklona). Przesuwając się w górę lub w dół zmieniamy wybrany filtr. Intensywność krycia regulujemy przesuwając palcem w prawo lub w lewo po fotografii. W każdej chwili możemy też podejrzeć i porównać wygląd oryginalnego zdjęcia i tego, jak będzie ono wyglądać po nałożeniu filtrów i po korekcji. Stuknięcie w zdjęcie otwiera je w powiększeniu - na ekranie widoczny jest tylko jego fragment. Do przesuwania zdjęcia na ekranie nie używamy jednak palca a całe urządzenie - program korzysta z wbudowanego żyroskopu. Litely tworzy swoją własną wewnętrzną galerię. Zanim zaczniemy edytować zdjęcie musimy załadować je z rolki aparatu w iOS. W przeciwieństwie do Instagram, Litely nie jest serwisem społecznościowym. To program do edycji, czy jak kto woli upiększania zdjęć. Możemy je zapisać (w oryginalnej rozdzielczości) albo podzielić się nim za pośrednictwem AirDrop, iMessage czy wiadomości e-mail, a także wrzucić na Twittera czy Facebooka. Litely to program bardziej dla purystów i minimalistów. To aplikacja bardziej dla fanów Hipstamatic niż wspomnianego już Instagram. Ci ostatni, a przynajmniej ja, przyzwyczajeni są do mocnych filtrów czy funkcji przesunięcia głębi ostrości (tilt-shift). Dla mnie niezastąpionym tandemem pozostanie dalej Snapseed i Instagram właśnie, ale ja robię naprawdę kiepskie zdjęcia. Litely dla iPhone'a i iPada dostępne jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

iPhone 5S robi najlepsze zdjęcia ze wszystkich urządzeń mobilnych Apple z systemem iOS. Widać to zwłaszcza na fotografiach robionych nocą czy po zmroku. Jest na nich zdecydowanie mniej szumu. To zasługa większej matrycy o rozdzielczości 8 mgapikseli. Nocne zdjęcia dalej są jednak stosunkowo ciemne. Okazuje się jednak, że zarówno z iPhone'a 5S jak i innych modeli iPhone'ów i iPadów można wycisnąć znacznie lepsze zdjęcia nocne. Pomoże nam w tym aplikacja Night Modes. Ten prosty program zwiększa czas ekspozycji nawet do jednej sekundy. Night Modes w przeciwieństwie do systemowej aplikacji wyświetla także cały czas na ekranie aktualną czułość (ISO) i wspomniany już czas ekspozycji. Mamy też możliwość określenie maksymalnej wartości tego ostatniego. Zupełnym dodatkiem jest samowyzwalacz (przydaje się wtedy, kiedy iPhone ustawiony jest na statywie, a my nie chcemy nim poruszyć podczas robienia zdjęcia). Efekty są naprawdę zadowalające. Systemowa aplikacja aparatu w iOS (iPhone 5S): Night Modes (iPhone 5S): Program Night Modes dla iPhone'a i iPada dostępny jest w App Store w cenie 1,79 €: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Nie jestem wielkim miłośnikiem produktów marki Adobe. Zwykle korzystam z różnych zamienników, przede wszystkim chodzi oczywiście o Photoshopa, mi zdecydowanie bardziej pasuje i wystarcza tańszy Pixelmator. Adobe ma jednak kilka dobrych programów na iPada. Od lat korzystam z Adobe Ideas do rysowania czy to prostych i głupich karykatur czy to scen z Gwiezdnych Wojen razem z synem. Teraz Adobe wydało kolejny program dla iPada godny uwagi - Adobe Voice. Adobe Voice to aplikacja i platforma do tworzenia, udostępniania i przeglądania prezentacji, w których bardzo ważnym elementem jest nagrany komentarz autora. Może być to wyjaśnienie tego, co widać na ekranie, może to być opowieść do prezentowanych zdjęć - panuje tutaj całkowita dowolność jeśli chodzi o tematykę prezentacji. Jak w każdym chyba programie tego typu prezentacja składa się z poszczególnych slajdów. Linię czasu z ich podglądem znajdziemy przy dolnej krawędzi ekranu. Tam też umieszczony jest przycisk odtwarzania stworzonej przez nas prezentacji, tak by można było ją obejrzeć przed publikacją, np. celem wprowadzenia jakichś poprawek. Do każdego ze slajdów możemy nagrać nasz własny komentarz, dodać grafikę - czy to ikonę czy zdjęcie. W jednym i drugim przypadku do wyboru mamy wyszukiwarkę zdjęć z sieci, galerię w iPadzie czy też zasoby Creative Cloud. W slajdzie można umieścić też tekst, co jest oczywiście zrozumiałe (nie ma chyba programu do tworzenia prezentacji, który nie pozwalałby na dodawanie tekstu do poszczególnych slajdów). Mamy także możliwość wyboru układu grafik w każdym ze slajdów. W jednym slajdzie możemy umieścić nawet do kilku zdjęć czy grafik. Samo nagrywanie komentarza odbywa się w bardzo prosty sposób. Wystarczy przytrzymać centralnie umieszczony przycisk nagrywania, by zarejestrować nasz komentarz. Jeśli efekt nagrania nie przypadnie nam do gustu możemy nagrać komentarz jeszcze raz. Co ważne cała prezentacja posiada podkład muzyczny, który odtwarzany jest niezależnie od slajdów, ale przy nagrywaniu komentarza słyszymy wybrany fragment przypadający akurat na tą cześć pokazu. To ważne, bo dzięki temu możemy dostosować ton i tempo do muzyki. Adobe Voice oferuje nie tylko różne układy dla poszczególnych slajdów, ale także tematy dla całej prezentacji czy różne podkłady muzyczne. Jest ich naprawdę całkiem sporo. Gotową prezentację publikujemy w serwisie Adobe (podejrzewam, że w Creative Cloud), musimy więc założyć sobie konto w tym serwisie. Prezentacja może być dostępna dla Wszystkich, dostęp do niej możemy ograniczyć tylko do osób, które posiadają kierujący do niej link. Ten ostatni możemy wysłać mailem, wrzucić na Facebooka czy Twittera, a samą prezentację umieścić w kodzie innej strony jako "iframe". Efekty działania programu są moim zdaniem całkiem niezłe. Oto stworzona przeze mnie prezentacja: Program Adobe Voice dla iPada dostępny jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Kilka dni temu obchodziliśmy - no dobra, kto obchodził ten obchodził - światowy dzień Gwiezdnych Wojen (May the 4th). Nie wiem jak Wy ale ja nie do końca wyrosłem z manii Star Wars, a co gorsza zaraziłem nią także mojego starszego syna, którego - po skończeniu przedszkola - będę musiał chyba wysłać do systemu Dagobah, albo tam, gdzie młody padawan może zgłębiać tajniki korzystania z mocy. To właśnie dla niego, ale też dla siebie (wymawiając się niejako synem) pobieram na mojego iPhone'a i iPada właściwie wszystko, co związane jest z Gwiezdnymi Wojnami, a ostatnio w App Store pojawiła się aplikacja Star Wars Journeys: The Phantom Menace. To z jednej strony interaktywny i częściowo animowany komiks, prezentujący historię z pierwszego epizodu. Każda ze scen jest w prosty sposób animowana, a w tle słyszymy głos lektora. Scena wychodzi daleko poza ramy ekranu, dlatego warto przechylać urządzenie na boki lub przesunąć widok z kamery palcem. Star Wars Journeys to także typowo fanowski program, który pozwala na gromadzenie informacji o poszczególnych postaciach pojawiających się w historii (nie ograniczając się bynajmniej tylko do Qui-gon Jinna, Obi-Wana Kenobiego, Padmy Amidali, czy Anakina Skywalkera, albo Jar Jar Binksa). Wreszcie, to także gra typu "Pod Racer", w której możemy wcielić się właśnie w małego Anakina Skywalera, albo innego "sportowca" i ścigać się za pomocą specjalnych rydwanów, do których zamiast koni zaprzęgnięto ogromne silniki. Gra Star Wars Pod Racer wyszła lata temu w wersji dla PC (być może także dla Mac) i z tego co ją pamiętam wnioskuję, że wersja dla iPada nie specjalnie się różni. Sterujemy naszym podem po jednym z kilku torów, starając się nie wpaść na przeszkody i nie ulec przeciwnikom. Nasze silniki pozwalają na krótkie zwiększenie mocy (długotrwałe ich dopalanie skończy się ich zniszczeniem). Dzięki umiejętnemu ich wykorzystaniu mamy szansę wygrać z przeciwnikami, a za zarobione wirtualne pieniądze doposażyć pojazd, czy zebrać więcej informacji o naszych bohaterach. Osobiście nie jestem do końca przekonany. Chyba wolałbym po prostu grę typu Pod Racer bez tego całego opakowania. Mój syn jest jednak zadowolony. Szkoda tylko, że opowiadana historia dostępna jest tylko w języku angielskim. Największą moim zdaniem wadą tego programu czy też gry jest cena. Star Wars Journeys: The Phantom Menace kosztuje 5,99 €. To zdecydowanie za dużo jak na taki produkt, ale może fani się skuszą. Star Wars Journeys: The Phantom Menace dla iPhone'a i iPada w App Store w cenie 5,99 €: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Słowo klaser wywołuje u mnie jednoznacznie skojarzenie - znaczki pocztowe. Nie wiem czy teraz jest to jeszcze popularne, ale kiedyś na pewno. W dzieciństwie znałem wiele osób, zwłaszcza moich rówieśników, które zbierały znaczki, limitowane i te powszechne serie zbierane w klaserach. Inne, specjalne klasery służyły do zbierania monet. Teraz za sprawą aplikacji Klaser dla iPhone'a zbierać możemy zdjęcia, a dzięki nim tak naprawdę wiele innych rzeczy. Zdjęcia w Klaserze mają duże znaczenie. Często to zdjęcie jest nam w stanie powiedzieć równie tyle co tekst. Na zdjęciach znaleźć się mogą zarówno miejsca z wycieczki, miejsca warte odwiedzenia, znajomi i rodzina, a także rzeczy często prozaiczne, które ilustrować będą inne informacje. Tak naprawdę odpowiedź na pytanie po co zbiera się zdjęcia, widokówki, czy inne obrazki, po co gromadzi się różne informacje w skoroszytach, klaserach, zeszytach, teczkach, a także plikach i programach, jest tylko jedna - po to by o czymś nie zapomnieć. Nie chodzi tutaj o listę rzeczy do zrobienia, ale o zasobnik ze zbieranymi przez nas informacjami. Być może nie chcemy zapomnieć miejsc, które odwiedziliśmy, miłych chwil i osób nam bliskich. Czasem mogą to być o wiele bardziej prozaiczne rzeczy, choć ważne rzeczy - zdjęcie rachunku czy innego ważnego wydruku, czy cennych przedmiotów, które posiadamy. Klaser pomoże nam zebrać je, posegregować w grupy i oznaczyć tagami. Każdy rekord pozwala na umieszczenie kilku obrazków, tytułu, krótkiego opisu oraz tagu. Trzeba też przydzielić go do jednej z grup (domyślnie jest to Inbox). Nie musimy więc tworzyć osobnych rekordów dla poszczególnych obrazków. Wystarczy stworzyć tylko jeden, np. dla konkretnego miejsca i dodać wybrane zdjęcia (brakuje mi trochę możliwości wyboru większej liczby zdjęć za jednym razem). W klaserze możemy więc stworzyć sobie wygodną bazę na temat interesujących nas miejsc z bogatą bazą fotograficzną. Jeśli dodane zdjęcia wyposażone są w dane EXIF o lokalizacji, pojawią się także w widoku mapy. Z doświadczenia wiem, że przydaje się on właśnie wtedy, kiedy zapisujemy listę miejsc, które odwiedziliśmy i do których być może będziemy chcieli wrócić. Osobiście brakuje mi trochę możliwości przypisania lokalizacji do konkretnego rekordu. Nie chodzi tutaj tylko o zdjęcia, do których nie dołączone są dane o lokalizacji. Czasem po prostu przedmiot, który skatalogowaliśmy i zrobiliśmy mu zdjęcie iPhonem powinien pojawić się na mapie w konkretnym miejscu (a nie np. w tym, w którym zdjęcie zostało zrobione). Rekordy znajdujące się w danej grupie mogą być wyświetlane w postaci listy, albo miniatur zdjęć. Zdjęcia możemy przeglądać nie tylko w ramach stworzonych kolekcji i grup, ale także poprzez tagi. Każdemu rekordowi można przydzielić więcej niż jeden tag, dzięki czemu, stworzyć można kolekcje tematyczne. Każdy z rekordów możemy udostępnić za pomocą AirDrop lub mailem - w tym wypadku znajdą się w nim nie tylko zdjęcia ale także tytuł i opis, który zawarliśmy. Klaser przydać się może do bardzo różnych zastosowań. Od galerii zdjęć, po swego rodzaju katalog przedmiotów, czy archiwum różnych ważnych dokumentów (np. wspomnianych już rachunków). Szczerze polecam wypróbować jego możliwości, zwłaszcza, że na przestrzeni ostatnich kilku lat otrzymywałem sporo pytań o tego typu aplikacje. Klaser dla iPhone'a dostępny jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Nie lubię, kiedy jakaś gra jest zwyczajnie kopiowana przez innego dewelopera. Zwykle też nie opisuję tych kopii, a czasem w ogóle je ignoruję - tak było na przykład w przypadku 1024 i 2048 - kopii oryginału czyli Threes. Grą, która doczekała się masy identycznych klonów pod podobnymi nazwami jest Flappy Bird i tutaj w sumie nic dziwnego, skoro oryginał został usunięty z App Store. Teraz grę w jasny sposób nawiązujący do tego tytułu wypuszcza dobrze znana wszystkim firma Rovio. Mowa o RETRY dla iPhone'a i iPada. RETRY nie jest jednak kopią, plagiatem Flappy Bird, choć złożona z pikseli grafika, lot przez tor przeszkód, jak i niektóre przeszkody nasuwają jednoznaczne skojarzenia. W RETRY sterujemy małym samolocikiem, który ma do pokonania kolejne etapy. Lecimy w swego rodzaju tunelu, na dole ziemia, na górze ciężkie stalowe chmury. Trasa nie jest prosta, ziemia pełna jest gór i głębokich dolin. We Flappy Bird dotknięcie ekranu aktywowało małe skrzydła tytułowego ptaka, machając nimi leciał w górę. Podobnie jest tutaj - dotknięcie ekranu włącza silnik naszego samolotu. Sprawa nie jest jednak tak prosta. Leci on w górę, przechodząc następnie w lot pionowy, aż do pętli. Trzeba więc odpowiednio "pracować" przepustnicą czyli palcem. Czasami możliwość wykonania pętli bardzo się przydaje, np. by móc wylądować na jednym z lotnisk, czy zebrać gwiazdkę. No właśnie i tu jest spora różnica w porównaniu z Flappy Bird. Gra nie na darmo nazywa się RETRY. Po katastrofie zaczynamy z ostatniego lotniska na którym wylądowaliśmy i opłaciliśmy gwiazdką nasz postój. Wspomnianych lotnisk jest na trasie sporo. Zawsze możemy usiąść na pasie i wydać gwiazdkę na zapłacenie za punkt startowy. Jak łatwo się domyślić gwiazdek szybko zaczyna nam brakować, możemy jednak dokupić je za jak najbardziej realne pieniądze. RETRY to gra z cyklu prostych i głupich, które potrafią wciągnąć na kilka godzin. Trzymając iPhone'a w dłoniach powtarzam sobie w myślach przez kilkanaście minut, a czasem kilka godzin "no dobra, już koniec, lecę ostatni raz..." Gra RETRY dla iPhoine'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Nie, nie chodzi oczywiście o surowiec, a internetowy sklep Apple dalej sprzedaje multimedia, przede wszystkim muzykę i aplikacje. Chodzi oczywiście o muzykę metalową, a dokładnie o 50 legendarnych albumów z tego gatunku, które dostępne są w iTunes Store w cenie od 4,99 do 6,90 €. W grupie przecenionych płyt znalazły się m.in. "Master Of Puppets" Metalliki, "The Number of the Beast" Iron Maiden, "Toxicity" System of a Down, "Reign in Blood" Slayera, "Vulgar Display of Power" Pantery, "Covenant" Morbid Angel, "Follow the Reaper" Children Of Bodom, "Ace of Spades" Motorhead, "The Legacy" Testamentu, "The End of Heartache" Killswitch Engage, "Cause of Death" Obituary, "Arise" Sepultury, "Rust In Peace" Megadeth, a nawet "Deicide" Deicide i "Black Metal" Venomu. To tylko niektóre pozycje, ale moim zdaniem te naprawdę warte uwagi, choć fani Black Sabbath, Van Halena, Opeth, Korna też powinni być zadowoleni. Z wieloma z powyższych płyt wiąże się wiele wspomnień sprzeda lat, części nie słuchałem od bardzo dawna. Sam nie wiem jeszcze na które się zdecyduję, ale pewnie na te, których nie mam w Spotify. Tak czy inaczej, polecam uwadze tych z Was, którzy lubią ciężkie brzmienia. Informację o tej promocji podrzucił mi na Twitterze Maciej Czechowski50 Legendary Albums w iTunes StoreObserwuj @mackozer

Google zaktualizowało swoją aplikację map dla iOS dodając jedną ważną funkcję z punktu widzenia użytkownika, który dużo podróżuje po świecie - możliwość zapisywania map wybranych lokalizacji do pamięci urządzenia. Wystarczy przypiąć pinezkę w wybranym miejscu, a następnie w widoku informacji szczegółowych o danym miejscu i pod miniaturą podglądu Street View stuknąć w "Zapisz mapę by używać jej offline". Pozostaje teraz określić zasięg mapy jaki chcemy zapisać według zasady czym mniejsze powiększenie, tym większy obszar zostanie zapisany do pamięci. Co ważne, zapisane w ten sposób mapy będzie można dowolnie powiększać, tak jakby były dostępne online. Wśród innych nowości, których osobiście jeszcze nie sprawdzałem wspomnieć wypada o nawigacji samochodowej pokazującej czas dotarcia na miejsce i pozostały dystans do celu. Funkcja wytyczania trasy komunikacji miejskiej podaje teraz także czas naszego przejścia do przystanku czy stacji. Po zalogowaniu mamy też dostęp do listy miejsc ostatnio wyszukiwanych. Jest też kilka innych nowości nie istotnych moim zdaniem z punktu widzenia polskiego użytkownika (np. integracja z aplikacją Uber, czy funkcja lane guidance w nawigacji samochodowej, która dostępna jest tylko w USA i Kanadzie). Aplikacja Google Maps dla iPhone'a i iPada dostępna jest w App Store za darmo: Pobierz z App StoreObserwuj @mackozer

Stali czytelnicy moich blogów (niniejszego na MyApple i starego na mackozer.pl) wiedzą z pewnością, że edytor tekstu to jedno z moich podstawowych narzędzi pracy. Wspominałem z resztą o tym ostatnio przy okazji opisu aktualizacji innego programu tego typu. Ledwo co opublikowałem tekst o Ulysses III, a już Krzysiek Rozengarten ( Netragnezor na Twitterze i MyApple) podrzucił informację o kolejnym programie dla Mac wartym uwagi. Mowa o WriteKit.

Pierwszy raz od listopada 2012 roku cena akcji Apple przekroczyła 600 dolarów. Przez niemal cały 2013 rok naczytałem się wielokrotnie o tym, jak akcje Apple pikują w dół, jak firma straciła rozpęd, a Tim Cook powinien zostać usunięty ze stanowiska CEO, no i przede wszystkim o tym, że Apple jest skończone. Jeśli dobrze pamiętam sam Cook był pytany o spadającą cenę akcji przez Walta Mossberga podczas ubiegłorocznej konferencji D13. Wspomniał, że już nie raz przez tego typu spadki przechodził, sugerując, że ceny akcji spadały już wielokrotnie po czym wspinały się wyżej. Najwyraźniej miał rację. Wyniki finansowe Apple też są bardzo dobre (choć niektórzy skupiają się oczywiście na niższej sprzedaży iPada - która wieści niechybny upadek tej firmy). Ciekawy jestem jakie tym razem niektórzy przedstawią argumenty za rychłym końcem tej firmy. O, już nawet jedna opinia jest, na Twitterze: bańka, cena akcji pompowana jest sztucznie. Miłej nocy!Obserwuj @mackozer

Edytory tekstu to dla wielu jedne z podstawowych aplikacji. Każdy ma inne potrzeby i oczekiwania. Jedni wolą pisać w Pages, inni w Wordzie, jeszcze inni wolą programy, które otoczą czy otulą ich kokonem odcinającym ich od wszystkich innych programów, które nie pozwalają się skupić, kolejni wybiorą aplikacje oferujące bogate statystyki, czy wsparcie dla znaczników makrdown, albo daleko posunięty minimalizm. Dla niektórych użytkowników liczy się kilka wymienionych wyżej cech. Wiele z tych programów, które walczą o użytkowników miałem okazję już opisać i przetestować. Jednym z nich był Ulysses III. Wspominam o nim ponownie, w związku z aktualizacją, którą niedawno otrzymał. O Ulysses III pisałem TUTAJ na blogu w kwietniu ubiegłego roku. Przypomnę może tylko, że to jeden z ciekawszych programów do tworzenia nie tylko prostych tekstów, ale większych dzieł, złożonych z więcej niż jednego dokumentów. Jest to edytor tekstu wykorzystujący coraz bardziej popularne znaczniki makrdown do formatowania tekstu wynikowego, zapisanego w różnych formatach. Stają się one coraz bardziej popularne, m.in. także dlatego, że zaczynają wspierać je popularne CMS-y. Ulysses III domyślnie trzyma wszystkie dane w chmurze iCloud. Dokumenty trzymane są w wybranych grupach i dostępne bezpośrednio w programie. Aktualizacja oznaczona numerem 1.2 przynosi kilka moim zdaniem ważnych funkcji. Przede wszystkim program nie tylko dostarcza bogate statystyki dotyczące tworzonego tekstu. Pozwala także na ustawienie celów, np. wierszówki (liczby znaków i wyrazów), która musi się znaleźć w tekście (docenią to zwłaszcza ci z Was, którzy przygotowują testy na zlecenie i ich teksty muszą spełnić tego typu wymogi). Aby dodać cel do tworzonego tekstu wystarczy najechać wskaźnikiem na nagłówek dokumentu i kliknąć w „attach”. Do wyboru mamy zarówno ustalenie wartości minimalnej, średniej i maksymalnej. Możemy wybrać zarówno znaki jak i wyrazy. Po ustaleniu celów program będzie wyświetlał prosty diagram w nagłówku dokumentu. Kliknięcie w niego pokaże bardziej szczegółowe dane. Co więcej, cele może przydzielać nie tylko do pojedynczych dokumentów ale i całych grup (folderów). Przyda się to np. przy pisaniu dłuższych dzieł, złożonych z wielu dokumentów, np. książek. Możemy stworzyć osobną grupę dla każdego rozdziału i przydzielić do niej konkretny cel (tak by kontrolować jego objętość, a nie składających się na niego poszczególnych dokumentów). Aktualizacja przyniosła też funkcję dzielenia jednego na dwa, lub łączenia w jeden dwóch dokumentów (zwanych w Ulysses arkuszami). Przypomnę, że Ulysses III umożliwia pracę nie tylko w widoku trzy kolumnowym (przypominającym trochę czytnik RSS), ale także w widoku jednokolumnowym samego edytora. Mamy też możliwość wybrania tematu kolorystycznego (domyślnie są to dwa: jasny i ciemny). Sam panel edycji to oczywiście czysty tekst. Tworzony tekst możemy wyeksportować jako różne inne dokumenty. Do wyboru mamy czysty tekst (bez znaczników markdown), tekst ze znacznikami, tekst sformatowany RTF (zarówno dla aplikacji Text Edit jak i Word), HTML (jako strona lub snippet), PDF i wreszcie jako e-booka w formiacie epub. Dla każdego z nich dostępne są różne style. Co więcej, twórcy Ulysses stworzyli specjalny serwis, w którym można udostępniać i z którego można pobierać zarówno style jak i tematy kolorystyczne stworzone przez innych użytkowników. Tekst nie tylko można wyeksportować w jednym ze wspomnianych formatów, ale od razu otworzyć w innej domyślnej aplikacji (w moim przypadku dla zwykłego tekstu jest to program Writer), dla PDF będzie to Podgląd, a dla epub iBooks. Jako, że jedną z podstawowych funkcji Ulysses III jest formatowanie za pomocą znaczników markdown, przypomnę tylko, że program udostępnia ściągawkę (wraz z dostępnymi skrótami klawiszowymi do poszczególnych z nich). Zwie się ona „Markup Bar”. Ulysses III to jeden z bardziej rozbudowanych programów tego typu, pamiętać jednak trzeba, że za to bogactwo funkcji trzeba jednak swoje zapłacić. Aplikacja dostępna jest w Mac App Store w cenie 39,99 €. Czy warto? Moim zdaniem tak, jeśli tworzycie masę tekstów, korzystacie z Markdown. Pobierz z Mac App StoreObserwuj @mackozer